Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/288

Ta strona została przepisana.

— Ludwika Randon.
— Jestem bretonką... z Audierne... — mówiłam dalej — a czy ty także jesteś bretonką?
Zdziwiona, że ktoś chciał z nią rozmawiać, i obawiając sic obelgi, albo szyderstwa, nie odpowiedziała odrazu... Zagłębiła tylko palec w przepaścistej jamie swego nosa i milczała.
Powtórzyłam pytanie:
— Z jakiej części Bretanji pochodzisz?
Wtedy spojrzała na mnie i, widocznie przekonawszy się, że w oczach moich niema nic złośliwego, namyśliła się i odpowiedziała:
— Jestem z Saint-Michel en Grève... tuż z pod Latinion.
Nie chciało mi się już więcej mówić... Głos jej odpychał mnie. To nie był głos, a raczej coś ochrypłego, potłuczonego, jakby czkawka... coś jakby bulgotanie w brzuchu...
Ach, litość moja opuściła mnie, gdym posłyszała ten głos... Mimo to, jednak pytałam:
— Czy masz jeszcze rodziców?
— Tak... ojca... matkę... dwóch braci... cztery siostry... jestem najstarszą.
— Cóż robi ojciec?
— Jest kowalem.
— Jesteście biedni?
— Ojciec mój ma trzy pola, trzy domy, trzy parowe maszyny do młócenia...
— Zatem jest bogaty?
— Pewnie... że jest bogaty... Uprawia pola... wynajmuje domy... a z parowemi maszynami jeździ po wsiach młócić zboże wieśniakom... a brat mój podkuwa konie...
— A siostry?
— Hm! one mają piękne czepki z koronkami... i haftowane suknie.
— A ty?
— Ja nie mam nic.