Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/29

Ta strona została przepisana.

— Naturalnie, to... przecież nie moje nogi...
— Och! Panie!..
I to: „och! panie!“ było jakby rodzajem względów dla jego nóg... przyjacielski sposób ośmielenia go. Czy zrozumiał? Myślę, że tak, bo namowo, tylko bardziej znaczcao, drżącym miłośnie głosem powtórzył:
— Celestyno!.. pachniesz bardzo mocno...
Pozwolił sobie, grubasek... zrobiłam minę nieco zgorszoną tem jego nastawaniem i zamilkłam. Onieśmielony, jakgdyby nie miał wyobrażenia o braniu się do kobiet... umilkł także. Zapewne myślał, że zadaleko się zapędził. Po chwili odmiennym, nieco ostrym głosem spytał:
— Przyzwyczaiłaś się tutaj, Celestyno?
To mi pytanie... czy się tu przyzwyczaiłam? a jestem zaledwie trzy godziny. Zagryzłam wargi, żeby nie „burknąć“. Śmieszny człeczyna... i naprawdę trochę głupi...
Ale to nic. Podoba mi się i tak. Ta jego wulgarność ma w sobie rozpalający zapach samca... który wcale nie jest nieprzyjemny.
Gdy już buty jego zostały zdjęte, aby zostawić po sobie dobre wrażenie, zapytałam go z kolei:
— Widzę, że pan był na polowaniu... czy powiodło się dzisiaj panu?...
— Ja nigdy nie mam szczęścia... w polowaniu, Celestyno — odparł, podnosząc głowę. — Chodzę tylko na nie dlatego, żeby się przejść... aby nie być tutaj, gdzie się nudzę...
— A więc pan się tutaj nudzi?...
Następnie, pozując, dodał z galanterją:
— To jest... nudziłem się... ponieważ teraz... oto... tego...
Potem z uśmiechem podrażnionego zwierzęcia:
— Celestyno?...
— Panie!...
— Czy zechcesz mi podać pantofle? Przepraszam cię bardzo....
— Należy to do moich obowiązków, proszę pana.