Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/290

Ta strona została przepisana.

ły się. Dostrzegłam w nich błysk dumy. I ciało jej rozprostowało się, wprost przemieniło się.
— Nie można było zgodzić się — powtórzyła. — Stary namawiał mnie do świństwa... chciał, abym się z nim zadawała.
Chwilę stałam jak ogłuszona po tem wyjaśnieniu. Czyż to możliwe? Pożądanie — niecne i hańbiące, ale bądź co bądź pożądanie było ze strony tego starca zwrócone do niej, do tego kawała nieforemnego mięsa, do tego monstrum natury... Więc chciał składać pocałunek na tych okropnych wargach, dotykać tych spróchniałych zębów i wdychać w siebie ten wyziew zgnilizny... Ach, więc aż tak plugawi są mężczyźni?...
Spojrzałam na Ludwikę... Ale płomień w oczach jej już zgasł... Źrenice przybrały znów wejrzenie zamarłe, wyglądały jak szare plamy.
— Czy to dawno temu? — spytałam.
— Trzy miesiące.
— I od tego czasu nie znalazłaś miejsca?
— Nikt mnie nie chce... nie wiem dlaczego... Gdy wejdę do biura, wszystkie panie, zobaczywszy mnie, zaraz krzyczą: „Nie, nie... nie chcę tej...“ Z pewnością urok na mnie ciąży... Bo przecież nie jestem brzydka... jestem silna... znam służbę... i mam dobre chęci. Jeśli jestem za nizka, no, to już nie moja wina... Tak, z pewnością rzucono na mnie urok...
— Z czego żyjesz?
— U odźwiernej sprzątam wszystkie pokoje w domu i naprawiam bieliznę... Dają mi za to siennik do spania w antresoli nad kuchnią i śniadanie...
Więc są jeszcze nieszczęśliwsze odemnie... Ta myśl egoistyczna poruszyła znowu we mnie odbiegłą litość...
— Posłuchaj mnie, biedna Ludwiko... — wyrzekłam głosem, któremu starałam się nadać akcent wzruszenia i uczynić go jaknajbardziej przekonywającym... w Paryżu bardzo trudno o miejsce... Trzeba umieć dużo, państwo są bardziej wymagający, aniżeli gdzieindziej. Boję się o ciebie. Gdybym była w twojem położeniu, powróciłabym do swoich stron...