Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/293

Ta strona została przepisana.

I zawołała z podziwem:
— Ach, Boże!... jakże jesteś mała! Mówiąc to, poruszyła się na krześle, ukazując mi swój profil. Zobaczyłam nos haczykowaty, długie zęby, wystające z za warg, oko żółte, okrągłe, krogulcze... Twarz jej jednak była spokojna, nawet uprzejma. W rzeczywistości oczy te nic nie wyrażały: ani złośliwości, ani dobroci.
Miała wygląd dawnej sklepiczarki po zlikwidowaniu interesów... Kupcy posiadają ten talent, że umieją układać powierzchowność swoją specjalnie, tak, iż niepodobna poznać ich prawdziwej natury.
Przyzwyczajenie do zysków niesprawiedliwych i nagłych zwiększa ich nizkie instynkty i dzikie ambicje, co starają się jednak zatrzeć układnością wyrazu twarzy. To wszystko co jest w nich złego, co może przyczynić się do nieufności klijenta, ukrywa się w głębi istoty, lub też objawia się na zewnątrz w taki sposób, jak u nikogo innego.
U tej starej damy naprzykład ostrość jej duszy niedostrzegalna w oczach, w ustach, ani na czole, ani również w zużytych muskułach jej zestarzałej twarzy, zbiegła się w karku. Kark był jej oczywistą twarzą, a twarz ta była straszną.
Ludwika, czyniąc zadość rozkazowi starej damy, stanęła na środku pokoju. Pragnienie podobania się uczyniło ją prawdziwie potworną. Zaledwie tylko stanęła w świetle, dama wykrzyknęła:
— Och, jakże jesteś brzydką, moja mała!
— Czyż to mogą być na ziemi istoty tak obrzydliwe, jak ta mała?...
Zawsze poważna i pełna godności pani Paulhat-Durand odparła:
— Zapewne, nie jest pięknością, ale jest uczciwą...
— To możliwe... — wykrzyknęła dama. — Ale jest zanadto brzydka... Taka brzydota może odebrać najlepsze chęci... Co?... Co mówisz?
Ludwika nie wymówiła ani słowa. Jedynie tylko nieco