Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/297

Ta strona została przepisana.

nigdy polecać cię nie będę... Możesz poszukiwać sobie miejsc w innych biurach... Mam już w końcu tego dosyć... Ty przynosisz szkodę mojemu domowi...
— Ależ to dobre sobie!... — zawyrokowała stara. — Za te dziesięć franków powinnaś podziękować mi... boć to tylko przez litość ci je daję... Czyż nie pojmujesz, iż to jest dobry uczynek... mogłabym nie chcieć ciebie jak wszyscy inni?...
Zwróciła się do właścicielki biura:
— I cóż pani chce?... — mówiła. — Już jestem taka, że nie mogę znieść widoku cierpienia ludzkiego... Jestem głupia zupełnie wobec nieszczęścia... I to zawsze taką byłam... Chodź, mała, wezmę cię...
Przy tych słowach kurcz chwycił mnie i zmusił do zejścia z ławki obserwacyjnej... Nigdy potem nie widziałam już Ludwiki...

Nazajutrz pani Paulhat-Durand ceremonialnie przywołała mnie do biura i po przyjrzeniu mi się bystrem, aż żenującem spojrzeniem, odezwała się:
— Panno Celestyno... mam dobre, bardzo dobre miejscy dla ciebie... Tylko trzeba pojechać na prowincję!... no, nie tak bardzo znów daleko...
— Na prowincję?... Nie pojadę, pani wie o tem...
Właścicielka zawyrokowała:
— Wszystkie nie znacie prowincji... Są doskonałe miejsca na prowincji...
— Ach! doskonałe miejsca!... to dopiero blaga... Dobrych miejsc nigdzie niema...
Pani Paulhat-Durand uśmiechnęła się, mile i mizdrząco. Nigdy nie widziałam jej tak uśmiechającej się.
— Przepraszam cię, panno Celestyno... Niema złych miejsc... — poprawiła.
— Aha, pewnie... wiem ja o tem dobrze... niema dobrych państwa... wszyscy są źli...
— Nie... źli są tylko służący... Dawałam pannie Celesty-