wiem, czego chcę... i nigdy nie chcę tego, czego pragnę!... Oddaję się mężczyznom, ale w głębi swej istoty czuję ową przestraszającą odrazę, jaka mną owłada, gdy potem jestem zdala od nich... Gdy jest który przy mnie, bierze mnie z taką łatwością, jakgdybym była chorą kurą... i zdolną jestem wówczas do różnorodnych szaleństw. Stawiam opór jedynie rzeczom, które nie powinny się stać lub mężczyznom, których nigdy nie poznam... Myślę, że nigdy nie będę szczęśliwą...
Przedpokój przytłaczał mnie tą swoją ponurością dnia chmurnego, temi wyczekującemi w nim osobami, napełniał mnie coraz posępniejszemi myślami...
Coś nieprzezwyciężenie ciężkiego unosiło się nademną... Wyszłam z ciężarem w sercu i ze ściśniętem gardłem, wyszłam, zanim jeszcze biuro zamknięto... Na schodach zminęłam się z panem Ludwikiem. Trzymając się poręczy, wchodził zwolna, z trudnością... Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Nie odezwał się do mnie ani słowem, ja również... ale spojrzenia nasze wszystkowypowiedziały... Ach! on także nie był szczęśliwy...
Wsłuchiwałam się przez chwilę w odgłos jego kroków... potem zbiegłam ze schodów...
Biedny łotrzyk! Na ulicy byłam roztargniona... oglądałam się, szukając wzrokiem werbowniczki miłości... pani Rebeki Ranvet, modystki, w czarnej toalecie na okrągłych plecach... Ach, gdybym ją była dziś spotkała, poszłabym za nią, oddałabym się jej... Ale właśnie dziś jej nie było... Przechodzili jedynie ludzie obojętni, zajęci sobą, nie zwracając najmniejszej uwagi na moje zmartwienie... Poszłam do kupca i tam kupiłam butelkę wódki, następnie, powłóczywszy się po ulicy, z głową ciężką, z umysłem stępionym powróciłam do hotelu.
Późnym wieczorem usłyszałam stukanie do drzwi. Leżałam na łóżku na pół naga, odrętwiała od trunku i wykrzyknęłam:
— Kto tam?
— To ja...
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/301
Ta strona została przepisana.