Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/302

Ta strona została przepisana.

— Jaki ja?
— Chłopiec...
Podniosłam się, z piersiami na koszuli, z włosami roztarganemi, które opadały mi na ramiona, poszłam do drzwi i otworzyłam je.
— Czego chcesz?...
Chłopiec uśmiechał się... Był to wysoki wesoły chłopak o rudych włosach, którego często spotykałam na schodach... i który zawsze spoglądał na mnie w niezwykły sposób.
— Czego chcesz? — powtórzyłam.
— Widzi panienka, ja...
Patrzył ze smutnem pożądaniem na moje piersi, na mój brzuch prawie nagi, na moją koszulę, która się osuwała.
— Chodź... — wykrzyknęłam w tejże chwili grubiańsko.
I, wpuściwszy go do pokoju, zamknęłam drzwi gwałtownie.
O nędzo mego żywota!... Nazajutrz znaleziono nas oboje pijanych, przewalających się w łóżku., i w jakiż to sposób, mój Boże!..
Chłopaka wyrzucono... Nigdy nie dowiedziałam się jego nazwiska.

Nie mogę przestać opisywać biura pani Paulhat-Durand, aby nie wspomnieć o pewnym biedaku, jakihgo tam spotkałam.
Był to ogrodnik, wdowiec, od czterech miesięcy poszukujący miejsca. Pamiędzy opłakanemi twarzami, jakie tam widywałam, jego była najsmutniejsza, najbardziej jakby umęczona życiem. Żona umarła mu po poronieniu, w przeddzień objęcia przez nich zajęcia, jakie nareszcie po wielu dniach biedy otrzymali. Ona zgodzoną została do opieki nad drobiem, on za ogrodnika. Oto prawdziwa ironja życia! Od czasu tego wielkiego nieszczęścia, jakie go spotkało, nie szukał nawet zajęcia... Rozumie się wydał wszystkie swoje oszczędności. Widziałam jego nieufność, postarałam się więc go nieco zbliżyć...
Zamieszczam tu dramat prosty, a tak przejmujący, który opowiedział mi pewnego dnia wywdzięczając się za zaintere-