Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/334

Ta strona została przepisana.

— Robercie, ty mnie już nie kochasz...
— Jakto, nie kocham cię!... to już trochę za wiele...
Podniósł się, porzucając dziennik mód.
— Jakto, nie kocham cię... — powtórzył. — Także pomysł. Dlaczego tak mówisz?...
— Nie, ty mnie już nie kochasz... bo gdybyś mnie kochał... to zauważyłbyś jedną rzecz...
— Ale jaką rzecz?...
— A więc!... zauważyłbyś mój gorset...
— Jaki gorset?... Ach tak... ten gorset... To prawda, nie zauważyłem go... To dopiero, jakiż ze mnie niedołęga!... Ale wiesz, że bardzo ładny, zachwycający...
— Tak, teraz to mówisz... Byłam zdumiona... staram się być piękną... i wyszukuję rzeczy, któreby się tobie mogły podobać... a ty... ciebie to nic nie obchodzi... W takim razie czemże jestem dla ciebie?... Niczem... mniej niż niczem!... Wchodzisz tutaj... i co widzisz?... Ten obrzydliwy dziennik z modami... A czem interesujesz się?... Rebusem!... Piękne życie mi stworzyłeś... Nie przyjmujemy nikogo... nie bywamy nigdzie... żyjemy jak wilki... jak nędzarze...
— Ależ, proszę cię!... nie unoś się... Cóż znowu, jak nędzarze...
Starał się zbliżyć do pani, ująć ją wpół... uściskać. Ale ona podrażniona odepchnęła go.
— Nie, daj mi pokój... męczysz mnie.
— Moja najdroższa... moja żoneczko...
— Męczysz mnie... słyszysz?... Daj mi pokój, nie zbliżaj się... Jesteś niczem innem tylko egoistą... wałkoniem... nie potrafisz nic zrobić dla mnie... wstrętnym człowiekiem!
— Po co to mówisz... wszak to szaleństwo... Nie unoś się tak bardzo... No tak, prawda, zawiniłem... Sam nie wiem, jak się stało, że w tej chwili nie zobaczyłem tego gorsetu... bardzo ładny gorset... Jak mogłem go nie widzieć odrazu... nie rozumiem... Spojrzyj na mnie... uśmiechnij się... Ach, Boże, jakiż jest ładny!... i jak ci w nim dobrze!...
Pan już zanadto wychwalał... Mnie już od tego wsta-