Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/338

Ta strona została przepisana.

swój błąd naprawić, co było rzeczą łatwą z tego rodzaju osobą jak pani, ja w mojej krańcowej głupocie byłam impertynencką i przez to tak zaostrzyłam i zepsułam całą sprawę, że to, co można było jakoś jeszcze załagodzić, już się nie dało niczem naprawić. Tego zupełnie nie można wytłomaczyć!..
Skąd przychodzą na mnie takie głupie napady. Jest to jak szał, który przychodzi niewiadomo skąd, dlaczego uchwyci mnie, wstrząśnie, podnieci, zmusi do krzyczenia, do znieważania innych... Będąc pod panowaniem tego szaleństwa zelżyłam panią. Wypowiedziałam jej ojca, matkę, głupie kłamstwa jej życia, potraktowałam ją gorzej niż zwykłą publiczną dziewczynę, plwałam na jej męża...
I gdy o tem myślę, to aż się boję... poprostu wstydzę się tego, iż tak gwałtownie wpadam w niecne błoto, jak pijana, rozum mój wówczas gdzieś się zapodziewa, i jestem zdolna nietylko zniesławiać, ale dojść aż do zbrodni...
Jakim sposobem dnia tego nie zabiłam się?... Jakim sposobem nie zadusiłam się?... Nie wiem... Bóg widzi, że nie jestem w gruncie rzeczy zła. Dziś widzę tę biedną kobietę i jej życie zniszczone, smutne z tym mężem nikczemnym, och, tak marnie nikczemnym... I uczuwam dla niej wielką litość... i teraz, gdy opuściłam ją, pragnęłabym dla niej szczęścia... Po tej strasznej scenie szybko udałam się do pokoju dla służby. William czyścił srebro, paląc papierosa.
— Cóż ci się stało?... — zapytał mnie najspokojniej w świecie.
— Odchodzę... opuszczam tę budę dziś wieczór — wyrzekłam, jeszcze zziajana, mówiąc z trudnością.
— Jakto odchodzisz? — powiedział William bez najmniejszego wzruszenia. — I dlaczego?
W słowach krótkich, wzburzonych, giestykulując gwałtownie, opowiedziałam mu scenę, jaką miałam z panią.
William bardzo spokojnie i obojętnie wzruszył ramionami.
— To już zanadto głupie!... — rzekł — nie może już być nic głupszego ponad to.