Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/340

Ta strona została przepisana.

dzo złą rzeczą... Zapamiętaj to sobie dobrze: „Życie jest życiem!“
Miałam chęć rzucić się na niego, szarpać mu twarz — tę jego niewzruszoną i nikczemną twarz lokajską — ale nagle łzy napłynęły mi do oczu i uspokoiły nieco moje nerwy... Złość opuściła mnie i skarżyłam się: Wiliamie...
— Wiliamie.. Wiliamie!... mój Wiliamku... mój drogi Wiliamku!.. jakaż ja jestem nieszczęśliwa!..
Wiliam starał się nieco podnieść mnie na duchu... Muszę przyznać, że użył całej mocy swojej filozofji wyższości, o której był przeświadczony... Przez cały dzień wznosił szlachetnie moje myśli na wyżyny, przytaczając mi poważne aforyzmy.. kończące się zawsze przygnębiającemi słowami:
— Życie... jest życiem...
Przytem wszystkiem muszę mu oddać sprawiedliwość... W tym ostatnim dniu był uprzedzającym, może jedynie nieco za uroczystym. Wieczorem, po obiedzie, wyniósł moje kufry do dorożki i odwiózł mnie na mieszkanie do swoich znajomych, którym z góry zapłacił ze swej kieszeni i polecił, aby otaczali mnie wygodą. Chciałam, aby został ze mną jeszcze tę noc... ale nie chciał, bo miał spotkać się z Edgarem!
— Rozumiesz sama, że Edgarowi nie mogę zrobić zawodu... A przytem może on będzie wiedział o jakiem miejscu dla ciebie... Miejsce wskazane przez Edgara... ach, to byłoby dopiero miejsce!
Rozstał się ze mną, mówiąc:
— Przyjdę do ciebie jutro. Bądź rozsądna... i nie rób już więcej głupstw... to nie prowadzi do niczego i wniknij w tę prawdę Celestyno, że życie... jest życiem...
Nazajutrz oczekiwałam go napróżno... nie przyszedł.
— To jest życie.... — powiedziałam sobie.
Ale dnia następnego chcąc koniecznie zobaczyć go, poszłam do niego sama. W kuchni zastałam tylko jakąś wysoką blondynkę, bezczelną i ładną... ładniejszą odemnie...
— Czy Eugenji niema? — spytałam.
— Nie, niema... — odpowiedziała oschle.