jemności, kaprysy, miłosierdzie, miłość, cały ten boski przepych dusz...
Ten okropny ból, jakiego teraz doświadczała, to pomsta za upokorzenia, za oschłość, jakie zawsze musiałam znosić przy zbliżeniu się do niej, jakich nigdy nie szczędziła mi, były one w każdem jej słowie, spojrzeniu...
Ach, napawałam się teraz rozkoszną dziką radością. Pragnęłam krzyczeć: „Dobrze się stało... ach, jak dobrze się stało!“ I przy tem chciałam poznać tych zachwycających złodzieji, aby im podziękować w imieniu wszystkich nędzarzy... i uściskać, jak braci...
O dobrzy złodzieje, drodzy wykonawcy sprawiedliwości, dzięki wam, przechodzę tak silne i wyśmienite wrażenia!
Pani jednak potrafiła zapanować nad sobą... Jej natura napastnicza i kłótliwa wybuchnęła z całą gwałtownością:
— I co tu robisz? — powiedziała do pana ze złością, tonem najwyższej pogardy. — Po co tu stoisz?.. Jesteś śmieszny z tą swoją odętą twarzą i z tą głupią miną... Myślisz, że jak tak stać będziesz, to wróci się nam nasze srebro. Porusz się nieco... i staraj się zrozumieć... Idź po żandarmów i po sędziego... Czyż nie powinni już tu być oddawna? Ach, Boże mój, cóż to za człowiek!
Pan zabierał się do odejścia, zgiąwszy plecy, a pani jeszcze napadła nań:
— Ale jakże się to stało, że nic nie słyszałeś?.. Wchodzą do domu... wysadzają drzwi... wyłamują zamki, wyrywają skrzynie z murów i ty nic nie słyszysz?.. Do czegóż więc jesteś, ty niezdaro, wałkoniu jeden?
Pan ośmielił się odpowiedzieć:
— Ale ty także, aniołku, nic nie słyszałaś.
— Ja?.. To zupełnie co innego... Czy to nie należy do mężczyzny?.. A zresztą irytujesz mnie. Idź sobie.
I gdy pan poszedł ubierać się, pani wściekłość swoją zwróciła ku nam:
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/348
Ta strona została przepisana.