Piszę to w moim pokoju; jest to mały, brudny pokój na strychu, przez który przewiewa mroźny wiatr podczas zimy, a w lecie upał nie do zniesienia. Żadnych innych mebli, oprócz obrzydliwego żelaznego łóżka, obrzydliwej szafy z białego drzewa, do której nie mogę nic schować z moich rzeczy, ponieważ się wcale nie zamyka. Zamiast lampy dano mi łojową świecę, która kopci i kapie na blaszany lichtarz. Czyż to nie wzbudza politowania?... Gdybym chciała w dalszym ciągu prowadzić mój pamiętnik, albo zabrać się do czytania romansów, które przywiozłam z sobą, musiałabym kupić świec za swoje własne pieniądze... ponieważ świece tej klempy pani, jak wyrażał się p. Jan, są pod kluczem.
Jutro mam zamiar trochę się jakoś urządzić. Nad łóżkiem zawieszę swój krycyfiks złocony. A na kominku postawię Matkę Boską porcelanową, obok małe pudełka z drobiazgami i z fotografją pana Jana, rozjaśni ona nieco tę izbę na strychu...
W sąsiednim pokoju sypia Marjanna, przedziela nas jedynie cienkie przepierzenie, przez które wszystko słychać, cokolwiek się tam dzieje... Myślę, że może jednak Józef, który sypia w stajni, przychodzi do Marjanny?... Ale nie... Marjanna długo kołacze się w pokoju, kaszle, pluje, szura krzesłami i rozmaitemi rzeczami. Teraz chrapie... Widocznie więc załatwiają się z „tem‘‘ w dzień...
Gdzieś bardzo daleko na wsi pies szczeka. Jest już prawie druga po północy i moje światło gaśnie... muszę się kłaść spać... czuję jednak, że nie zasnę.
Czyż miałabym się zestarzeć w tym obrzydliwym domu. Nie, stanowczo nie!