Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/353

Ta strona została przepisana.

No, i patrzcie, słyszeliście coś podobnego?... to dopiero jędza podła!
Takimi oto są ludzie nieufni... Podejrzewają wszystkich z wyjątkiem tego, kto ich okrada rzeczywiście. Nabierałam bowiem coraz większej pewności, że to Józef był duszą tej sprawy. Oddawna obserwowałam nie przez nieprzyjaźń, o czem dobrze wiecie, ale przez ciekawość, i jestem przekonana, że ten oddany służący, ta perła nadzwyczajna, zagarniał w domu wszystko, co się tylko dało. On kradł owies, węgiel, jajka, każdą rzecz, jaka się dawała sprzedać, a niepodobna tego było sprawdzić. Jego przyjaciel, zakrystjan, nie przychodził co wieczór do stajennej izby napróżno, po to tylko, aby porozmawiać o antysemityzmie. Człowiek tak ostrożny, cierpliwy, przezorny, systematyczny, jak Józef, nie pomijał sposobności w kradzeniu rzeczy małych, codziennych, które w ciągu roku wytwarzały porządne sumki, i jestem pewna, że tym sposobem potrajał swoją pensję, co nie było do pogardzenia.
Wiem dobrze, że jest różnica pomiędzy tego rodzaju kradzieżą, a rabunkiem tak zuchwałym, jak ten, który został dokonany w nocy 24-go grudnia... Dowodzi to, że lubił on także i wielkie złodziejstwa... któż mi może zaręczyć, że Józef nie należy do jakiej bandy?... Ach, jakbym pragnęła wiedzieć coś o tem wszystkiem!
Od tego wieczoru, gdy pocałunek jego był jakby rodzajem przyznania się, ufność Józefa do mnie jakby spłoszyła się. Napróżno starałam się go omotać słodkiemi pieszczotliwemi słowami, chcąc czegoś dowiedzieć się, nie wydawał się z niczem... Podtrzymywał w pani nadzieję odzyskania sreber. Zaczął także i on obmyślać plany, rozbierając przytem szczegóły kradzieży.
Bił psy, że nie szczekały, i groził pięściami nie wykrytym złodziejom, jakimś chimerycznym złodziejom, którzy wpadli jak kamień w wodę. Słysząc to wszystko, nie wiedziałam, czego się mam trzymać i co myśleć o tym nieprzeni-