Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/42

Ta strona została przepisana.

mi, poziomemi lichotami, nie należącemi do świata, a jakby raczej do podświata...
Nawet ja, która jestem niby pozatem... nie potrafię w zupełności odpędzić od siebie tego uczucia.....
A przecież mnie nieustannie bogactwo ciemięży, jemu zawdzięczam wszystkie swoje cierpienia, poniżenia, zepsucie, nienawiści, najbardziej dojmujące podrażnienia miłości własnej — i swoje sny bezużyteczne o zmianie mego losu na lepszy. Gdybym więc znalazła obecnie kogoś bogatego... uchwyciłabym się go jak czegoś niebywale pięknego, uważałabym go za cudowne bóstwo.
Gdy opuściłam ten dziwny sklep, w którym nie mogłam dobrać jedwabiu, rozmyślałam z oszołomieniem o tem wszystkiemu co naopowiadała mi owa kobieta o mojem państwie.
Rozpadał się drobny, zimny deszcz, niebo było tak brudne, jak dusza tej właścicielki sklepu. Ślizgałam się po lepkim bruku ulicy, wściekła na kupcową, na moich państwa i na siebie samą, wściekła na niebo prowincjonalne i na błoto, w którem grzęzły moje nogi i moje serce. Złorzecząc temu nieprzezwyciężonemu smutkowi małego miasteczka, powtarzałam:
— A więc... oto porządek, brakowało tylko tego. Doskonale wpadłam!

Ach, tak dobrze wpadłam... oto coś nowego. Pani czesze się i ubiera zawsze sama. Zamyka się na klucz w swojej garderobie i ja nie wiem, czy mi wolno tam wchodzić. Bóg wie, co ona tam robi przez całe długie godziny...
Tego wieczoru odważyłam się zapukać do drzwi i oto rozmowa, jaka wynikła miedzy mną i moją panią.
— Kto tam?
Ach, ten głos cierpki, irytujący, zupełnie jak uderzenie pięścią w twarz!
— To ja, proszę pani.
— Czego chcesz?
— Przyszłam sprzątać.