Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/46

Ta strona została przepisana.

— Idź prędzej! — rozkazała pani — nie chcę, aby tam stał.
Ody powróciłam, pani, która zwykle nie porządkowała swoich rzeczy i miała zwyczaj porzucania gdziekolwiek, teraz list podarła na możliwie drobne kawałeczki i zamierzała wrzucić je do kominka.
Nigdy nie dowiedziałam się, co to był za jeden. Nie widziałam go już więcej. Ale zauważyłam, że tego poranku pani przy zmianie koszuli nie stanęła, według swego zwyczaju, naga przed lustrem, aby się obserwować... i nie pytała mnie, podnosząc swe obwisłe piersi:
— Nieprawdaż, że jeszcze są jędrne?
Cały dzień nie wychodziła i stała się niespokojna, rozdrażniona, była pod wrażeniem wielkiego strachu. Od tej chwili codziennie drżałam na myśl, że pani może być zamordowana w głębi jakiej alkowy...
I gdy rozmawialiśmy o moich obawach z gospodarzem hotelu, starym, brzydkim cynikiem, zawsze mamrotał:
— Z pewnością, że to ją kiedyś spotka... Zamiast wyszukiwania miejskich sutenerów, zrobiłaby lepiej, zgłaszając się do kogoś z tego samego domu, do człowieka, któremu mogłaby zaufać.
— Zatem do pana — dorzuciłam.
Gospodarz, nadąwszy się, odpowiedział:
— Zapewne, że ja urządziłbym to doskonale.
Ach, to była prawdziwa perła — ten człowiek!...
Z moją poprzednią panią była jeszcze inna historja... Wieczorem, już po skończeniu jedzenia, przyszło mi na myśl, że pani nie jest złą, że pomyliłam się, biorąc ją za taką. Była łagodna, wspaniałomyślna, a przytem bardzo nieszczęśliwa... Dostawałam od niej wiele podarunków.
Mężem tej pani był jakiś uczony, członek akademji, który wogóle zaniedbywał ją.
Nie dlatego, aby była brzydką, była bowiem bardzo ładną. i nie dlatego, aby latał za innemi kobietami — nie, był to tylko tego rodzaju okaz człowieka. Gdy był bardzo młodym,