Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/51

Ta strona została przepisana.

Ach, gdy przypomnę sobie moje dawne miejsca... to obecne moje położenie wydaje mi się jeszcze przykrzejszem, wprost przeraźliwie smutnem!
Mam wielką ochotę przy pierwszej sposobności pożegnać pięknym ukłonem tę odludną miejscowość...

Niekiedy spotykam Pana na schodach, gdy wychodzi na polowanie... Patrzy na mnie po łobuzersku i zapytuje.
— I cóż, Celestyno, przyzwyczaiłaś się już tutaj?
Widocznie, iż jest to jego manją... — odpowiedziałam:
— Nie wiem jeszcze, proszę Pana...
Następnie impertynencko:
— A pan czy się przyzwyczaił?
Pan westchnął... ale pan zna się na żartach... i jest naprawdę dobrem dzieckiem...
— Trzeba się przyzwyczaić, Celestyno... trzeba się przyzwyczaić...
Byłam w zuchwałem usposobieniu... więc odpowiedziałam:
— Będę usiłowała... pan mi dopomoże...
Widziałam, że Pan chciał mi powiedzieć coś ostrego. Oczy jego zabłysły jak dwa węgle... ale Pani ukazała się na górze, więc Pan — zawrócił w swoją stronę, ja w. swoją... Szkoda!...
Tego wieczoru, przechodząc przez salon, usłyszałam jak Pani mówiła do Pana tym swoim przyjemnym tonem, którego się domyślacie:
— Nie życzę sobie, aby się spoufalano z mojemi służącemi...
Jej służąca!... Czyż to służące Pani nie są również służącemi Pana?... Na serjo, to jest dobre!...