kładania desek, zaczepiła mnie z uśmiechem. Był to uśmiech gruby i rozwięzły starej rozpustnicy.
— Pani jest nową panną służącą z Prieuré? Pani ma na imię Celestyna? Pani przyjechała cztery dni temu z Paryża?
Wiedziała już o wszystkiem równie dobrze jak ja. Nic nie zajmowało mnie w tem brzuchatem cielsku, w tym ruchomym kabłąku, zupełnie przypominającym żołnierski pilśniowy kapelusz, którego pióra kołyszą się na wietrze.
Zaczęła:
— Ja nazywam się Róża... panna Róża... Jestem u pana Maugera... obok państwa, jest to stary kapitan... Może go już pani widziała?
— Nie, panno.
— Pani mogłaby zobaczyć go przez ten żywopłot, który dzieli dwie posiadłości... Jest on zawsze prawie w ogrodzie, którym się zajmuje. Jest to jeszcze piękny człowiek.
Zaczęłyśmy iść wolniej, panieważ panna Róża zatchnęła się. Za każdem odetchnieniem pierś jej jak miech wznosiła się i opadała... Wyrzekła urywanym głosem:
— To atak na mnie przychodzi. Ileż cierpię dzisiaj... to nie do uwierzenia!
Potem pomiędzy ciężkim oddechem, a harczeniem zachęcała mnie:
— Trzeba przyjść odwiedzić mnie moja mała... Jeżeli będzie Pani potrzebowała czegoś... np. dobrej rady lub czegoś podobnego... proszę się nie krępować... Bardzo lubię młodość... Przy szklaneczce pestkówki porozmawiamy... Bardzo wiele panien przychodzi do nas... — Na chwilę zatrzymała się dla nabrania oddechu, następnie rzekła głosem nieco niższym, przybierając ton poufałości:
— A może będziesz chciała, aby listy do ciebie przychodziły pod moim adresem?... To będzie dla ciebie pożądane... Usłuchaj mojej rady... Pani Lanlaire czyta listy... wszystkie listy... Zasługuje ona na to, aby kiedy skazaną została przez sędziego... Powtarzam, słuchaj rady... Nie krępuj się.
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/54
Ta strona została przepisana.