Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/60

Ta strona została przepisana.

— Ma się rozumieć... — odpowiedziały cztery służące jednocześnie z jednymi i tymi samymi gestami i minami.
Pani Gouin ciągnęła:
— Nie znoszę ludzi, którzy bezustannie wrzeszczą jak zwierzęta, a to, że są okradani, to, że są oszukiwani... A niech idą gdzie ich tylko oczy poniosą!
Chór służących przywtórzył..
— Naturalne, niech idą, gdzie ich oczy poniosą. I zwracając się następnie specjalnie do Róży, pani Gouin dodała:
— Doprawdy, nie mogę mówić o tych ludziach. Za każdym razem, gdy o nich mówię, zaczyna mnie brzuch boleć...
Jedna mała, czerwona, chuda, z pyszczkiem szczura, z czołem, pokrytem krostami, i z oczami, z których ciekło, krzyknęła, zaśmiewając się:
— Z pewnością może coś gdzieś zaboleć...
Historje i anegdoty na nowo rozpoczęły się... Był to nieprzebrany wytrysk plugawy, wypływający z tych smutnych ust, jak z rynsztoka... Doznawałam tem przykrzejszego uczucia, ponieważ pokój, w którym znajdowałyśmy się, był ciemny i twarze przekształcały się w coś fantastycznego. Oświetlony był jedynie przez wąskie okno, wychodzące na niechlujne, wilgotne podwórze; jakiś odor słony, fermentujących jarzyn, wędzonych śledzi, uporczywie krążył wokoło nas i zdawał się przeciskać aż po za ubranie... Każda z tych istot, wtłoczona w swoje krzesło nakształt tłomoka brudnej bielizny, opowiadała zajadle obrzydliwe, skandaliczne, zbrodnicze historje... Bezsilna próbowałam śmiać się z niemi, przytakiwać im, ale opanowało mnie nieprzeparte uczucie niesmaku... Pragnęłam odejść... Nie mogłam i zostałam tam ogłupiała, siedząc jak nie na swojem krześle, z tymi samymi giestami co one słuchałam w zdumieniu ich cierpkich głosów, które czyniły na mnie wrażenie wody w metalowem naczyniu, gdy bulgocąc ścieka z niego niby ciężkie krople ołowiu... Wiem dobrze, że trzeba się bronić przed swoim państwem... i nie ja ostatnia to czynię, zapewniam was... Ale nie tak... wszystko to wprost przechodziło wyobrażenie... Te baby stały mi się wstrętne, znienawi-