Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/73

Ta strona została przepisana.

dza? I przy tej sposobności pójdę na polowanie? Zatem tak?... Odblask wdzięczności, który błyszczał w oczach ojca Pantois zmącił się... Stał się on zakłopotanym, drżącym, przestał jeść...
— To jest... wtrącił nieśmiało... gdyby pan mógł wypłacić przed nocą... Bardzo potrzebuję, panie Lanlaire... Dwadzieścia dwa franki tylko, proszę wybaczyć...
— Ależ... odparł Pan ze wspaniałem zapewnieniem... Naturalnie, że mogę wam wszystko natychmiast zapłacić... Ależ jeżeli to powiedziałem to tylko dlatego, że chciałem się sam przejść do was...
Począł przeszukiwać kieszenie w spodniach, w żakiecie, nakoniec w kamizelce... i, udając zdumienie, wykrzyknął:
— To dopiero... nie mam drobniejszych... mam tylko przeklęty bilet tysiącfrankowy...
I śmiejąc się z wysiłkiem, prawdziwie złowrogo zapytał:
— Założyłbym się, iż nie macie reszty z tysiąca franków, mój ojcze Pantoisie?
Widząc śmiejącego się Pana, ojciec Pantois sądził, że wypada śmiać mu się także, i odpowiedział wesoło:
— Ha!... ha!... ha!... Nigdy nawet nie widziałem tego świętego biletu tysiącfrankowego..
— A więc... do niedzieli... — zawyrokował Pan.
Nalał sobie szklankę jabłecznika i trącił się z ojcem Pantoisem; właśnie pani niedostrzeżona przez nikogo weszła gwałtownie do kuchni jak pęd wiatru... Widząc Pana siedzącego obok biednego starego i trącającego się z nim...
— Co to jest takiego?... zawołała ustami zupełnie białemi ze złości.
Pan wybełkotał:
— To dzikie róże... ty wiesz dobrze aniołku... dzikie róże... Ojciec Pantois przyniósł mi dzikie róże.... Tamte wszystkie zmarzły podczas zimy...
— Nie stalowałam dzikich róż... Tu nie potrzebne są dzikie róże...
Powiedziała to wszystko tonem cierpkim... potem obró-