Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/78

Ta strona została przepisana.

wość swego spojrzenia, i nawpół ironicznie, nawpół słodko wyrzekłam:
— Och panie!... Gdyby pani zobaczyła?
Przeraził się ponownie, ale ponieważ byliśmy oddzieleni od domu jakby gęstą zasłoną z kasztanów, prędko się opamiętał; widząc mnie nie tak surową wykrzyknął zuchwale z ruchami poufałymi:
— Więc cóż... Pani?... no więc i cóż?... Kpię sobie z nich, z pani!... Z tem wszystkiem zamordowywa mnie... Mam tego dosyć... czubkiem głowy panią...
Zaprzeczyłam z powagą:
— Pan się myli... Pan nie jest sprawiedliwym... Pani jest kobietą bardzo miłą...
Wykrzyknął:
— Bardzo miłą?... Ona?... Ach wielki Boże!... Zatem ty zupełnie nie wiesz co ona wyprawia? Ona niszczy moje życie... nie jestem już mężczyzną... jestem niczem... Wyśmiewają się ze mnie wszędzie, w całej okolicy... A wszystko z przyczyny mojej żony... Moja żona?... to jest... jest... krowa krowa!...
Zaczęłam go moralizować... przemawiałam łagodnie, chwaląc z hipokryzją jej energję, rozkazy, wszystkie cnoty, domowe pani... Za każdem mojem zdaniem coraz bardziej rozjątrzał się. W końcu wyrzekł:
— Ach ty jesteś tak łagodną... tak... śliczną. Z pewnością jesteś dobrą!... Podczas gdy ta krowa...
— Zaprzestańmy panie... zaprzestańmy!...
On podchwycił:
— Jesteś tak łagodna! I... jesteś tylko panną służącą...
W jednej chwili zbliżył się do mnie i bardzo cicho:
— Gdybyś zechciała Celestyno?...
— Gdybym chciała?... ale co?...
— Gdybyś chciała... ty wiesz dobrze... zresztą... o ty wiesz dobrze!...
— Pan chciałby może, ażebym oszukiwała panią z panem? Abym z panem robiła świństwa?