Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/79

Ta strona została przepisana.

Nic nic robił sobie z wyrazu mojej twarzy... z oczami, wychodzącemi na wierzch, z nabrzmiałemi żyłami na szyi, z wargami wilgotnymi od śliny, odparł głuchym głosem:
— Tak... A więc tak... tak!
— Pan chyba tego naprawdę nie myśli?
— Właśnie myślę tylko o tem, Celestyno...
Stał się bardzo czerwonym.
— Pan znowu rozpoczyna....
Usiłował uchwycić mnie za ręce i przyciągnąć do siebie.
— A więc tak... mamrotał... pragnę rozpocząć... Chcę rozpocząć... ponieważ... ponieważ... jestem szalony z twojego powodu, Celestyno... ponieważ myślę tylko o tem... nie sypiam... czuję się zupełnie chorym... Nie lękaj się mnie... nie bój się mnie... Nie jestem ordynarnym... nie narażę cię na dziecko. Do djabła nie!... Na to przysięgam... Ja... ja...
— Jeszcze jedno słowo panie, a opowiem wszystko pani.. I gdyby pana ktokolwiek zobaczył w tym stanie... w ogrodzie...
Zatrzymał się oniemiały, rozdrażniony, zawstydzony, ogłupiały, nie wiedział co ma zrobić z rękami, z oczami i całą swoją osobą... Patrzył nic nie widząc, ani gruntu pod nogami, ani starego ogrodnika, ani ogrodu... Zupełnie pobity, na nowo rozpoczął przywiązywać do słupka drewnianego łodygę gieorginji i nieskończenie smutny błagał jękliwie:
— W tej chwili Celestyno... powiedziałem ci... powiedziałem ci to... jakgdybym ci powiedział coś innego... Jestem starem bydlęciem... Nie trzeba mi szkodzić... nie można mówić do pani... tak, to prawda, gdyby ktokolwiek zobaczył nas w ogrodzie...
Uciekłam, aby nie parsknąć śmiechem.
Miałam nieprzezwyciężoną ochotę do śmiechu... A przytem jakieś uczucie rozśpiewało się w mojem sercu... jakaś rzecz jakby to nazwać?... macierzyńskość. Oczywiście, pan nie podobał mi się tak, abym z nim się położyła... Ale w rzeczywistości, jeden mniej, jeden więcej i cóż to stanowi?... Mogłabym mu dać to szczęście, biedakowi, którego był pozbawio-