Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/89

Ta strona została przepisana.

jącego ratunku, zerwała się drżąca i bardzo blada i owinąwszy się jakkolwiek w bawełniany szal, poległa do tamy. Siostra moja Luiza, która już była dość duża i brat młodszy krzyczeli:
— Och Najświętsza Panno! Ach nasz Jezusie!
Uliczki były pełne ludzi: kobiet, starców i dzieci. Na wybrzeżu wsłuchiwał się w jęki statku tłum rozszalałych w pędzie cieniów. Ale nie można się było utrzymać na przystani z powodu silnej wichury, a także z przyczyny fal, które zalewały całkowicie dojście, wyłożone kamieniami. Fale wznosiły się i opadały z okropnym rykiem. Matka moja wzywała świętych...
— Ach święta Dziewico! Ach nasz Jezusie!
Wzywała świętych, aby otoczyli opieką swoją ginących i doprowadzali ich aż do wieży portowej.
Wszystko było czarne na morzu i na ziemi, od czasu do czasu tylko zdala przebłyskiwało światło na wieży. Olbrzymie grzbiety spienionych bałwanów bielały.
Pomimo wykrzyków: „Ach Święta Panno! Ach nasz Jezusie“! pomimo wstrząśńień tamy kołyszącej się, pomimo wichru, który orzeźwiał, zasnęłam w ramionach matki... Obudziłam się dopiero w wielkiej, nizkiej sali, pomiędzy ponuremu twarzami i miotającemi się rękami, zobaczyłam na noszach pomiędzy dwoma świecznikami wielkiego trupa. „Ach Święta Dziewico! Ach nasz Jezusie“!... przeraźliwy trup, długi i nagi, cały posiniały, z twarzą potłuczoną, z członkami pokrytymi zaszłemi krwią szramami, poznaczony w sine plamy. To był mój ojciec...
Widzę go dotąd... Na czaszce miał włosy lepkie od rybiego tłuszczu, a w tych włosach pełno wodorostów morskich, które tworzyły jakby koronę.
Ludzie pochyleni nad nim, nacierali go gorącą flanelą i wtłaczali mu w usta powietrze. Był burmistrz, był pan rektor, był kapitan pograniczny, byli żandarmi z marynarki.
Bałam się, zakręciłam się w swój szal, biegałam pomiędzy nogami tych ludzi, po zmoczonej posadzce, i zaczęłam