Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/104

Ta strona została przepisana.

Jego zbrodni nie żyją. Lecz wyższe mam w głowie
Dziś troski od bojaźni przed tłuszczą wzburzoną,
Troski, od których szybszem bije tętnem łono.
Idźcie! zwołajcie mężów, a gdy się zgromadzą,
Ogłoście im, że objął berło razem z władzą
Syn Thyesta, którego ja kocham!
Talth. O Bogi!
Podłego cudzołóżcy ucisk cierpieć srogi?
Czyż należał się wstyd ten Argos poświęcanej.
Kobieto?
Eur. Lecz ów młodzian niegodnie sprzedany,
Dziecię wielkiego ojca, matko niegodziwa,
Orestes — żyje przecież!
Klit. Niech żyje i zmywa
Hańbę, że z krwi tej wstrętnej zrodzon jest nikczemnie!
Zgadzam się, niechaj rośnie, lecz zdala ode mnie.
Bez ojczyzny, imienia. To dość dlań, że żyje.
Wygnanie — ciężkie! Ciężej pod miecz oddać szyję.
Talth. Bogi! Synabyś także, kobieto, zabiła?
Klit. Ojciec zabił mą córkę! Jam znienawidziła
Wszystko, co żyjąc kocha! ten mocarz, ten człowiek.
Ten cień! Argos, Helladę, słońce, co mu powiek
Nie raziło, powietrze, którem dyszał ongi,
Głos, coby imię jego rzekł, przodków posągi.
Te mury, które jego trup ohydny plami,
Głazy tego podwórca, których on nogami
Przeklętemi dotykał, oręże i konie,
Które wydarły wrogom mocne jego dłonie,
Z miast spalonych zwiezione skarby, arcydzieła,
I to, com z jego wstrętnych uścisków poczęła!
Eur. Biegnijmy! Głośmy mord ten. Niech Argos powstanie!