Czemże Łaskawość obok cnej Sprawiedliwości?
Pomścij ojca, o druhu, to prawo słuszności.
El. Nieokreślona trwoga ciało moje ziębi!
Ojcze, natchnij nas, natchnij z mogilnej swej głębi!
Or. Nieomylny na szali zważył tych istnienie.
Co się stanie, stanie się. Rzekłem.
Ach! Milczenie!
Kłoś idzie. Powiedz, siostro! tam się ukazała,
W drzwiach pałacu, kobieta, wielka, jak śmierć biała.
Kto ona? Kto? Jej imię? Ty, coś do ostatka
Drogą mi, mów!... Jak serce drgnęło we mnie!
El. Matka!
Klit. — do Elektry. To ów człowiek?
El. Tak, to on.
Klit. na stronie. Widziałam te oczy
W mych snach! Człekowi temu troska czoło mroczy.
Jakiś niepewny, trwożny, włóczęga ubogi.
Przybliż się, cudzoziemcze. Słyszałam, że z drogi
Niesiesz nam wieść o śmierci. Prawdaż to jest? Powiedz.
Jam Klitajmnestra. Słucham.
Or. Ciężkie ma wędrowiec
I nierozsądne może, o Pani, zadanie,
Kiedy z żałosną wieścią przybył niespodzianie;
Za przychylne przyjęcie podzięka to sroga —
O śmierci drogich osób mówić wnet u proga;
Lecz myślę, że choć gorzką wieść niosę i łzawą,
Zbyt wielkiej wszakże wagi, by kryć ją z obawą.