Ta strona została przepisana.
Mdleli, topnieli w ogniu słonecznych promieni
I zanikali smutnie pośród błędnych cieni,
Zkąd jeszcze ich znękane wy błyskały skronie.
Afrodyta, królowa w słonecznej koronie,
Ze swem łonem różanem i białością śnieżną
Zdała się też rozpływać pod płachtą bezbrzeżną
Mgły niepewnej, posępnej, zostawiając tylko
W miejscach, kędy swą jasność rozlały przed chwilką
Jej pierś bez skaz liliowa i kędziory lśniące,
Jakby odbicie śniegów i ognia gasnące.
THÉODORE DE BANVILLE. L’EXIL DES DIEUX.