Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Wspomnim głos ów, co niegdyś bił z naszego łona,
Cesarstwo znikczemniałe i Napoleona!
Wspomnim walkę straszliwą, gdzie mężne zastępy,
Gradem kul i kartaczy szarpane na strzępy,
Posępne, zrozpaczone, marły w słońca żarze —
I przeklniem cię, żeś wydał nas wrogom, cezarze!

Nie mogły paszcze nasze zwycięstwy grzmieć w świecie,
Jak ongi w ośmdziesiątem i dziewiątem lecie,
Sztandar śmierci nad krajem wiał z losów wyroku,
Wszystko nas pozdradzało, nawet pory roku. —
Dobrze więc, czekać będziem, czekać, Francyo, ciebie,
Wieczną żywiąc nadzieję, choć wszystko ją grzebie,
I z wyżyn turmy naszej gotycko sklepionéj
Z utęsknieniem w zachodnie patrzeć będziem strony.
Czasem, jako fal morskich poszum z oddalenia,
Te Deum dojdą do nas niewyraźne pienia,
Te Deum niemieckiego, nienawistnej pieśni;
Organ w tajemne tony zagrzmi w arkad cieśni,
A my drżeć będziem, słysząc hymn pychą nabrzmiały!

Kiedyś jednak dzień przyjdzie, dzień światła i chwały!
Wrzawa wielka powstanie: z ciszy nocnych cieni
Miast mieszkańcy się zbudzą, bladzi, przerażeni,
A ludy, myśląc, że je senne widmo łudzi,
Zawołają: „To Francya! to Francya się budzi!“
Ren zakipi gwałtownie; płowe jego fale
Popłyną mętnym prądem, szumne łkając żale;
Wieże nasze się wstrząsną, w mrocznem wnętrzu faryr
Konrad z Hochstetten, śpiący na swej płycie szarej,
Starzy z Schauenburgu, z Heinsbergu hrabiowie,
W rękawicach żelaznych, w szyszakach na głowie,