Zgrzytu cymbałów nagłe, błyskawiczne smugi!
Posępne łkania rogów! Grzmocie kotłów długi!
Harfy, co kryształowe snujecie desenie!
Basy o dźwiękach męskich, smutnych! Trąbek tony,
Których głos brzmi nad burzą orkiestry złączonéj
I wojownicze, dzikie wlewa w pierś pragnienie!
Lecz gdy, po wspaniałościach przegrywki burzliwéj,
Twój smyczek pewny siebie, potężny, straszliwy,
Wsparł się na sercu mojem, w struny przetworzonem,
Uczułem w skutej piersi nagle drgania, bicia,
Jakby wskróś mię przeniknął zdrój nowego życia
Przez tę szaloną rozkosz, co wstrzęsła mem łonem.
Świat harmonii zamieszkał w wnętrza mego cieśni.
Dźwięki w niem rozwijały faliste swe pieśni,
Istota ma spływała w akordów kaskady,
Pod smyczkiem twoim rosła myśl ma zolbrzymiała,
Każda melodya, która w mych strunach zadrgała,
Jak krew nowa w żył martwych wślizgała się ślady.
Bez trwogi ulegałem subtelnej ekstazie,
A w duszy upojonej, obraz po obrazie,
Budzili się kolejno mistrzowie przeszłości:
Haydn spokojny, w kwiecistych frazesów powodzi,
Pogodniejszych od słońca, co śród łąk zachodzi;
Weber, pełny czarownej puszcz tajemniczości;
Mozart, miluchne dziewczę, szczere w każdym rysie,
Pełne westchnień, tłumionych przez dowcip, co skrzy się;
Stary Bach, ów mistrz ciężki, poważny, surowy;
Mendelssohn bladolicy, o kobiecym głosie,
Którego miłość płynie, jak wonie po rosie
W ogrodzie pełnym kwiecia, w mgłach nocy lipcowéj!