Na Bachusa, jam pjany, jeśli się nie mylę!...
Poznam więc miłość życia znów na krótką chwilę,
Odzyskam znów wesołość i wiarę bez plam,
I złożę krzyż swój ciężki na kalwaryi skale...
I dla czego? Dla trochy pian w czary krysztale
Od siebie lepszym staję się ot sam!
Myśli ma! Dumo mego jedyna istnienia!
Cóżeś ty warta, jeśli cobądź cię odmienia?
A więc ty to złociłaś kryształowy kruż,
Skandowałaś rytmiczne butelek wystrzały,
Twe zarodki w jagodach winnych dojrzewały
Gdzieś na słonecznych pochyłościach wzgórz!
W jesieni, tej weselnej winobrania porze,
Moje to serce w tłoczniach gnieciono na dworze;
A gdy pod moszczem, który wrzał na kadzi dnie,
Z szumem budził się jakiś wnętrzny żywot jary,
Gdy ciężkie szop powietrze syciły wypary,
Fermentowały to marzenia me...
Marzenia me! Bękarty sił obcych ogromu,
Które Bóg łączy we mnie, jak w zajezdnym domu!
Zrodzon z materyi ślepej, ślepych trafów dar,