Widzę ją dzisiaj, taką, jaką myśli siła
W duszy, kędy nic nie mrze, żywą zostawiła,
Żywą, jak w owej chwili, gdy z okiem w mem oku,
Podczas pierwszej rozmowy na wybrzeżnym stoku,
Z włosem kruczym, na wiatru rozpuszczonym wolę,
Z cieniem lekkiej zasłony błądzącym po czole,
Słuchała dalekiego rybaków nucenia,
Wdychała nocnych wiewów balsamiczne tchnienia,
Wskazywała mi księżyc, co rozkwitł na niebie,
Jak jeden z kwiatów nocnych, które świt pogrzebie,
Srebro pian, i mówiła: „Czemu nocne ciemnie
Taka światłość rozjaśnia wkoło mnie i we mnie?
Nigdy tych lazurowych pól świetne opale,
Nigdy te piaski złote, gdzie konają fale,
Te góry ze śniącemi w błękitach wierzchołki,
Te golfy uwieńczone leśnemi przyczołki,
Te błyski na wybrzeżu, te na falach zwrotki,
Nie budziły w mych zmysłach rozkoszy tak słodkiéj!
Czemu tak nie marzyłam nigdy, jak tej nocy?
Błysłaż i w mojem sercu gwiazda dziwnej mocy!
Powiedz, synu poranka! takiego uroku
Noce znałżeś w swej ziemi, beze mnie u boku?“
Potem, patrząc na matkę, cała zadumana,
Jakby do snu chyliła skroń na jej kolana.
Lecz po cóż, wywołuję tych scen dawnych roje?
Dajmy wiatrom się skarżyć, szemrać — morskiej fali.
Wracajcie, o, wracajcie, smutne myśli moje!
Dziś marzeń chcę, nie żali.
Jakże czystym był wzrok jej, jak szczerą jej mowa!
Jak jej niebo jaśniało w jej duszy gołębiéj!
Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.