Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/206

Ta strona została przepisana.

Las du triste hôpital et de l'encens fétide...



Okna.

Znużon smutkiem szpitala i kadzidłem wstrętném,
Co bije środ banalnej firanek białości
Ku krzyżowi na murze nagim, obojętnym,
Konający prostuje czasem stare kości.

Zwłóczy się i — nietyle, by rozgrzać swe padło,
Ile, by ujrzeć słońce na bruku — przyciska
Biały zarost i twarz swą kościstą, wybladłą,
Do szyb, gdzie blask wypala tęczowe zjawiska.

Usta wyschłe a żądne nieb, lazurów trunku,
Jak zamłodu wdychały skarb, świeżość dziewczęcą,
Zatłuszczają w przeciągłym, gorzkim pocałunku
Ciepłe i lśniące tafle z radością zwierzęcą.

Pjany, żyje, zapomniał o olejach świętych.
Lekach, kaszlu, zegarze, łożu w ciemnym kącie...
A gdy wieczór krwią zbroczy zręby dachów ściętych,
Oko jego, na sytym światłem horyzoncie,

Widzi galery złote, piękne jak łabędzie,
Śpiące cicho na rzece z purpur i wonności
I kołyszące lśniące swych linij krawędzie
W ogromnej, wspomnieniami brzemiennej gnuśności.