Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/209

Ta strona została przepisana.

Um ciel pâle, sur le monde qui finit...



Fenomen przyszłości.

Niebo blade, nad światem dogorywającym ze zgrzybiałości, golowe rozwiać się razem z obłokami: szmaty zużytej purpury zachodów blakną w rzece śpiącej na widnokręgu zalanym promieniami i wodą. Drzewra nudzą się, a pod ich listowiem zbielałem (od pyłu czasów raczej niźli dróg) wznosi się płócienny dom Pokazywacza rzeczy Minionych: tu i owdzie latarnia oczekuje zmierzchu i ożywia oblicza nieszczęsnej tłuszczy, zmożonej przez chorobę nieśmiertelną oraz grzech wieków, oblicza mężów i wątłych ich towarzyszek, brzemiennych nędznemi płody, z któremi zaginie ziemia. W niespokojnem wszystkich milczeniu, gdy oczy błagająco zwracają się w oddal ku słońcu, zapadającemu już pod wodę z rozpaczą krzyku, oto prosta perora szarlatańska: „Żaden szyld nie uracza was widowiskiem wewnętrznem, bo niemasz dziś malarza, który zdolen by łby dać chociażby smutny cień jego. Przynoszę wam, żywą (a zachowaną przez ciąg lat mocą wiedzy najwyższej), Kobietę z czasów pradawnych. Jakieś szaleństwo, pierwotne i naiwne, jakaś ekstaza złota, czy ja wiem? zwana przez nią swemi włosami, faluje z wdziękiem drogich tkanin wokół oblicza rozświeconego krwawą nagością jej warg. Miasto daremnego odzienia, ma ona