Dajmy wiatrom się skarżyć, szemrać — morskiej fali.
Wracajcie, o, wracajcie, smutne myśli moje!
Dziś marzeń chcę, nie żali.
Krzew o bladej zieleni, a kolców gęstwinie,
Dłoń przyrody za pomnik jej dała jedynie:
Szarpany przez wiatr morski, wysuszony skwarem,
Jak żal gorzki, co w sercu zapuścił korzenie,
Żyje w skale, przed słońca nie broniąc jej żarem;
Pył drożny mu ubielił wątłe ulistwienie;
Pełza nisko przy ziemi, gałęzie zwieszone
Obgryza koźląt stadko zbłąkane w tę stronę;
Rzadkie kwiaty na wiosnę, gdyby płatki śniegu,
Dzień, dwa świecą, lecz wiater od morskiego brzegu
Strząsa je, nim czas miały wkrąg woń rozlać miłą,
Jak życie, zanim serce się niem upoiło!
Czasami tkliwa, smętna zanuci ptaszyna
Na słabiuchnej gałązce, która się ugina.
Oh! kwiecie, zimą życia z warzony surową!
Jest-że kraj, kędy wszystko zakwita nanowo?
Wracajcie, o, wracajcie, chwil minionych roje!
Rozpłynę się, wzdychając, w smętnej waszej fali.
Idźcie, gdzie idzie dusza, idźcie, myśli moje!
Serce wezbrało, pragnę łkań i żali.