Z krzyża, gdzieś tajń tę zgłębił oczyma własnemi,
Widziałeś matkę w bólu zamienioną słup:
Tak jak my zostawiłeś przyjaciół na ziemi,
A ciało dałeś w grób!
W imię twojego zgonu, ufność moja roi,
Że mi na swojem łonie ducha oddać dasz;
Gdy ma godzina przyjdzie, pamiętaj o swojéj,
O, ty, co śmierć sam znasz!
Poszukam usty miejsca, gdzie jej usta mrące
Ostatni raz dotknęły wielbionych twych nóg,
I duch jej duszę moją powiedzie, gdzie słońce
To samo, ten sam Bóg.
Ach! gdybyż nad mem wówczas śmiertelnem posłaniem
Stanęła postać w czerni, z srebrną w oku łzą,
I odjęła od ust mych, z cichem bólu łkaniem,
Dziedzictwo święte to!
Podtrzymuj ją znów, skonać jej znowu daj słodziéj;
Uświęcony nadziei i miłości znak,
Na tego, co zostaje, z tego, co odchodzi,
Z kolei przechodź tak!
Aż do dnia, gdy, wstrząsając grobowców sklepieniem
I po siedmkroć wołając śród olbrzymich cisz,
Głos z nieba zbudzi wszystkich, których pod swym cieniem
Przytula wieczny krzyż!