Odwagi, słabe dziecię, co w samotnię moją
Spiew bez nazwy, żałobą tchnący wskróś kobiecą,
Rzucasz przed oczy śćmione twardą wiedzy zbroją.
Zapomnij tych, co dumnie piętnem śmierci świecą,
Zapomnij Czattertonów, Malfilatrów rody;
Święte dzieło przyszłości czcząc, pełen pogody,
Zapomnij siebie w sobie. — Posłuchaj mię nieco:
Gdy dzielny żeglarz widzi, że wiatr go przemaga,
Że runął mu las masztów, zmalała osada,
Że w walce tej przy morzu zostanie przewaga,
I że duch rachubami próżno odpowiada;
Że prąd na śmierć go niesie w złowrogim kierunku,
Że on już nie ma steru, a więc i ratunku, —
W spokoju dumnym ręce na piersiach zakłada.
Widzi te masy wody, co nim, gdzie chcą, kręcą,
Pogardza niemi, wiedząc, że będzie ich łupem,
Kładzie duch swój na wagi z materyą zwierzęcą,
I razem ze swym statkiem czuje się już trupem.
— Są chwile, kiedy duszy brak odpornej mocy;