Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/310

Ta strona została skorygowana.

I zaszlochał; przed ludem stał całym, a przecie
Nic wstydził się, lecz płakał, szlochał, jako dziecię.
I wszczął się rozgwar głuchy, jakby oddalony
Ryk stada dzikich zwierząt; przez okna, balkony
Wyjrzały zewsząd blade, wynędzniałe lica
Kobiet — a każdéj wielka, rozwarta źrenica
Zdawała się skry sypać, grozić niechętnemu.
Wszystkie krzyczały: „Śmierć mu! śmierć Rudobrodemu!“

„Teraz już“ — rzekł z zapałem Alberto Giussano, —
„Teraz już ja nie płaczę. Tak, nas zwyciężano,
Lecz dzisiaj na nas kolej — i my zwyciężymy!
Patrzcie: ocieram oczy i patrząc przez dymy
W górę na złote słońce, klnę się blaskiem jego:
— Będą mieć nasi zmarli już dnia jutrzejszego
Dobrą wieczorem w czyscu o bitwie nowinę,
Ja sam ją im zaniosę — bo ja pierwszy zginę!“
Lud krzyknął: „Lepiej posłać tam cesarskich pono!“
Z uśmiechem zaszło słońce po za Resegoną.




GIOSUÈ CARDUCCI. IL PARLAMENTO.