Drugi widzi znów Paryż, gdzie córeczka mała
Zaznacza zmiany wiatru z pomocą busoli;
Łzami szkło nad igiełką rzewnemi oblała
I chce magnes żelazem zwrócić podług woli.
Inny widzi Marsylię. Staje przed nim żona,
Jak biegnie, z brzegu chustką wieje rozżalona
I nie czuje, jak w wodę zstępuje powoli.
O przesądy miłości, dziwne, tajemnicze,
Szepty serc, które nam się zdajecie głosami,
Rachuby ścisłe wiedzy, o baśnie zwodnicze!
Czemu wasze widziadło tylekroć nas mami?
Czemu coraz nam sidła zastawiacie nowe?
Nadzieje, równie nikłe, jak kule śniegowe,
Rosnące i tające nam wnet pod palcami!
Gdzież jest teraz, ach, gdzież jest owych trzystu dzielnych?
W prąd wściekły ich wichura zmiotła rozszalała,
Harpunom Indyan niosą resztki swych śmiertelnych
Szczątków, szat zdarte szmaty i zastygłe ciała.
Oficerowie pierwsi zginęli w orkanie,
Toporami strzaskane rąbiąc masztowanie;
Tak, z trzechset, drobna garstka — dziesięciu — została!
Kapitan patrzy jeszcze, gdzie biegunów strona,
Kędy nieznanych odkrył przepływów cieśniny.
Wodę już ma do kolan, już ponad ramiona;
Wznosi rękę ku niebu, nad wodne równiny,