Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwrotnikowego świetność odbijała słońca.
Majestatyczny statek mknął z wiewem zefiru;
Spostrzegł świętą żeglarzom butelkę na fali:
Wnet maszt barwnych sygnałów znakami się pali,
Łódź spada, statek staje śród nagłego wiru.


XIX

Lecz oto dział korsarskich w dali wrzawa dzika;
Handlarz Czarnych ucieknie, gdy mu wiatr pomoże.
Naprzód! topić nędznego tego przeciwnika!
Topić złoto i katów, co kalają morze!
Fregata zbiera łodzie, rzuca je w swe łono,
Jak dydelf drobną dziatwę, kiedy go strwożono,
I — żaglami i parą — mknie przez fal bezdroże.


XX

Sama na oceanie, sama wciąż! — Zgubiona
Jak punkcik niedojrzalny w pustyni ruchoméj,
Awanturnica błędna przebiega mórz łona
I odkrywa nieznane przylądki, załomy.
Skazana na wędrówki po wodnej przestrzeni,
Od roku już nie czuje słonecznych promieni:
Pod płaszczem alg i morszczyzn znikł jej kształt widomy.


XXI

Aż raz w wieczór, nareszcie, od Florydy wiatry
Przygnały ją do Francyi omglonych wybrzeży.
Rybak biedny, z nadbrzeżnej, z desek zbitej szatry,
Znalazł ją niespodzianie na dnie swych więcierzy.
Biegnie do uczonego, chwali się zdobyczą
I, bojąc się otworzyć flaszkę tajemniczą,
Pyta, jak ten eliksir zwać, cenić należy.