Nie, jam, bracie, ten sam wciąż. Twe skargi mi dziwne.
Jakkolwiek niebo często bywa nam przeciwne,
Chociaż nic tu nie mamy, coby naszem było,
Choć pracę naszą ciężką, ale jednak miłą,
Los zazdrosny mi w każdej przerwać może chwili, —
Jednak jam się nie zmienił, twe serce się myli.
Tonę w dumach, jak ongi, w błogie lata młode,
Czczę piękno, okiem tkliwie ogarniam przyrodę,
Podziwiam, badam, modlę się wciąż z uniesieniem,
Chylę się, padam na twarz przed światłem i cieniem
Mam w sobie, stworzon aby żyć, cierpieć przez miłość
Harmonijną dwojakiej muzyki zażyłość:
W głowie mej grzmi orkiestra, w sercu dzwoni lira
Księga stworzenia, którą praca mi otwiéra,
Ze swemi wszechświatami, z blaskami świetności,
Najgłębsze mózgu mego wzrusza głębokości,
A zarazem we wszystkich fibrach drgania budzi.
Chcę wielkości dla ludów, wolności dla ludzi;
O lepszych dniach przyszłości dla kobiety marzę;
Idę do pracowników, pomiędzy nędzarze,
Bratniem dla nich uczuciem tętni moje łono.
Jak wieść tłuszcze burzliwą i roznamiętnioną,
Jak dać prawu pewniejszą i szerszą podstawę,
Jak choć w części usunąć bóle, jęki łzawe,