Zagadka tai wnętrzną treść swoją;
O pewnych ranach od złotych strzał
Ludzie niekiedy mówić się boją;
W cieniach gałęzi, śród czarnych skał,
Niejedna ginie ptaszyna mała.
Tyś mi rzekł nieraz: ja kocham cię!
Jam ci tak nigdy nie powiedziała.
Tyś hojnie rzucał przysięgi swe,
Z ust moich spowiedź nie wyszła tkliwa.
W miesięcznych blaskach jeziora toń
Marzy, niemieje, w noc się rozpływa,
Milknie, gdy księżyc wychyli skroń.
Miałżeś mi za złe moje milczenie?
Oli, jak schnie serce w milczeniu tem!
Czułam, gdyś przy mnie był, że się mienię,
Życie mi cudnym zdało się snem.
Za dużo-ś mówił, jam zbyt się kryła.
Miłości każdej kolebką cień;
Są rzeczy, którym wstydliwość miła;
Tkliwość gniazd razi zbyt jasny dzień.
Dziś — ach, jak w przykrej wieczornej głuszy
Smętnie się chwieją wierzchołki drzew! —
Rzucasz mię, dojrzeć nie mogąc duszy
Mej otulonej w milczenia kwef.