Potężniej, niźli orzeł, zwykły chmur mieszkaniec,
Ty, człowiecze, wzbijaj się, gdzie światłości sfera.
W dole cichnie, maleje stary ziemi szaniec.
Wzbijaj się! Jasna przepaść lotom twym otwiera
Smagane słońca ogniem lazurów odmęty.
W dole, glob we mgłach szarych tonie, doumiera.
Wzbijaj się! Żar drga, blednie, strop nieb mrozem ścięty,
zmrok ponury bezbrzeża w opończę swą mota.
Wzbijaj się, wzbijaj, zgub się w nocy niepoczętéj:
Otchłań spokojna, czarna, bezkształtna niemota,
Rozemdlenie materyi w nicość doskonałe,
I niewypowiedzialna, zupełna ślepota.
Duchu! ty więc leć w światła jedynego chwałę,
Niech mrą w dole nikczemne pochodnie dawniejsze,
Ty leć, gdzie Źródło ognia wre i tryska całe.
Przez sny leć, przez marzenia, wciąż lepsze, piękniejsze!
By na szczeble bez kresu drzeć się niezachwianie,