Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/048

Ta strona została przepisana.

kłócili się nigdy przy Edmundzie, za co Stefcia musiała być wdzięczną Waldemarowi. Rozmawiali z sobą dużo i zajmująco.
Inteligencja i wykształcenie jego imponowały dziewczynie. Ale po każdym wyjeździe ordynata cierpiała podwójnie. Edmund mścił się na niej niesmacznemi żartami za rozmowy z Waldemarem i za to, że sam nie może brać w nich udziału, bo poruszali często kwestje mało mu znane. Zresztą praktykant w obecności Waldemara tracił swój burszowski humor. Nawet pani Idalja mniej mu wierzyła przy swym kuzynie, choć zwykle Waldemar nie miał u niej wielkich łask.
Pewnego dnia po obiedzie Stefcia grała w salonie. Lucia, wciśnięta w fotel, czytała ilustrowane dzienniki. Nagle wszedł Waldemar, niosąc sporą paczkę. Lucia z okrzykiem zerwała się pierwsza.
— Przyjechałeś?... Jak to dobrze... Coś przywiózł?...
Ordynat powitał Stefcię.
— Mam tu dla pani obiecane książki. Jest „Korynna“ i „Delphina“ pani Stael, jest kilką tomików Byrona w oryginale. Czy pani jest dość silna w angielskiem, aby czytać? Mówi pani dobrze...
— I rozumiem wszystko. Nie czytałam wprawdzie w oryginale, lecz spróbuję — odrzekła Stefcia, dziękując.
— Horacego przywiozę innym razem. A może pani chce coś z naszej literatury?
— Owszem, poproszę pana o Lama i Mochnackiego, jeżeli pan posiada.
— Ależ dobrze, mogę pani służyć i Skargą i Rejem, i Kołłątajem i kim pani zechce. Moja bibljoteka na rozkazy pani.
— Jest widać niewyczerpana.
— Szczycę się tem, że jedna z największych w kraju. Ale przerwałem pani muzykę.
Stanął przed pulpitem, odrzucił kilka stron w zeszycie z nutami i zatrzymał się na dwunastej sonacie Beethovena As dur.
— O tę proszę. Ślicznie pani oddaje scherzo i marsz żałobny.
— Skąd pan wie?
— Słyszałem raz, kiedy mnie pani nie widziała.
— O! to się muszę strzec — zaśmiała się Stefcia, siadając do fortepianu.
Waldemar stanął za nią, ale spojrzał na bok i, widząc Lucię zatopioną w czytaniu, zawołał klasnąwszy w dłonie:
— Hola panienko, to nie dla ciebie jeszcze lektura.
Lucia zamknęła książkę.
Nudni jesteście ty i panna Stefanja. Ja dawniej czytałam nawet Zolę, a teraz mi nic nie wolno.
Waldemar zaśmiał się.
— Emancypowana pani pupilka, co? — rzekł do Stefci. — Pewno, że po Zoli blado wygląda Mickiewicz, jak moralne jasełka po pikantnej operetce.
— Nieznośny jesteś — oburknęła nadąsana Lucia.
— No, Lucia, cicho! Przecież pan żartuje.
Waldemar ucałował dziewczynkę. Ona mu się wyrwała i wybiegła z pokoju.
Stefcia zaczęła grać z pamięci. Ordynat usiadł. Chwilę patrzał na grającą, oparł czoło na dłoni i, zagłębiony w fotelu, znieruchomiał