Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/106

Ta strona została przepisana.

wieży umieszczono obserwatorium meteorologiczne. Dwie boczne odnogi zamku niezbyt długie, zamykała niby klamrą trzecia poprzeczna, którą nazywano „nad arkadami“ z powodu wysokich sklepień, w bramie. Tu na parterze znajdowała się starożytna sala sejmikowa, a na pierwszem piętrze — zbrojownia.
Wewnętrzny dziedziniec otaczały krużganki proste i narożne, zdobne w murowane filary i poręcze. Wielki gazon kwiatowy okrążał nisko strzyżony żywopłot. Tam, wśród karłowatych piramidalnych krzewów, rozrzuconych pojedyńczo na trawniku, wśród kwiatowego dywanu, stał wodotrysk z zielonego, marmuru z basenem, napełnionym wodą i mitologiczną grupą na skale. Grupa przedstawiała Neptuna i Nimfę, owiniętą wężem. Z paszczy węża i ze skały, w którą Neptun uderzał trójzębem, i wytryskiwały długie sznury wody, spadające do basenu rozwianą kaskadą. Na prawym narożniku zamkowego korpusu wznosił się taras nieduży, sięgający pierwszego piętra, z żelazną poręczą, oplecioną różami. Cały ten ogród wiszący ozdabiały drzewa pomarańcz, cedrów i mirtów. Portyk, wsparty na ośmiu kamiennych filarach, miał na szczycie herb Michorowskich. Schody i posadzka z jasnych kamiennych płyt. Nad drzwiami widniał napis z wypukłych liter: „Gość w dom, Bóg w dom“. Gmach zamkowy od, strony rzeki otaczały pyszne tarasy na sklepionych arkadach kamiennych i marmurowych, sięgające drugiego piętra. Głębowicze słynęły ze swych tarasów i gustownych urządzeń. Parter zamkowy zdobiła długa weranda z białego marmuru, opleciona bluszczem, z alabastrowemi posągami bogów greckich. W jednym załomie murów świecił rżniętemi szybami ścian wyniosły półokrągły ogród zimowy.
Z tarasów roztaczały się piękne widoki parku i angielskich ogrodów; więc: słynna dolina róż, groty układane ze skał, jedna z czerwonej gliny, druga biała, w kształcie świątyni greckiej; biały pawilon letni, mieszczący w sobie akwarjum, plac tennisowy z ładną altaną, gdzie podczas gry stawiano chłodniki; wreszcie wspaniałe wiadukty zielone do spacerów i grupy drzew egzotycznych na pluszowych trawnikach, i wijące się wstęgi ulic.
Mnóstwo kwiatów, posągów, altanek, tuneli zielonych. Sadzawki w kępach irysów z bielą łabędzi, fontanny, marmurowe ławki i mostki. Na górce, usypanej umyślnie, stał wysoki biały marmurowy słup z rzeźbioną figurą Matki Boskiej Łaskawej, otoczony cyprysami. Stok góry zamkowej do rzeki wykładały niezmiernie szerokie białe marmurowe schody, zakończone dość wąską platformą, tworzącą przystań. Tu na brzegach wznosiły się potężne dwie syreny, również z marmuru. Schody i łodzie na rzece obok przystani były jednym z piękniejszych widoków parku. Wszędzie stały gęste słupy elektryczne.
Wspaniałość książęca i niewysłowiony czar porywały wzrok, pobudzały zmysły.
Czuło się tu miljony i silną kochającą rękę, która kierowała wszystkiem, nie żałując wkładu na utrzymanie starej siedziby pradziadów.
Waldemar kochał Głębowicze, czuł do nich przywiązanie synowskie, a typowy poważny ton, panujący tu wszechwładnie, pomimo nowoczesnych dodatków, był jego chlubą.
Zamek, park, zwierzyniec utrzymywał tak samo wzorowo, jak i budynki gospodarskie. Stajnie głębowickie Waldemar wprost pieścił, czyniąc z nich istne pałace.