Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/110

Ta strona została przepisana.

— Wspaniałe! Prawda?
Stefcia, trochę zdziwiona, spojrzała na nią.
— Wspaniałe? — powtórzyła dziewczynka.
— Bardzo! — odparła Stefcia, czując się samą pod wpływem majestatu płynącego z zamku.
Lucia z rumieńcami na twarzy mocno ścisnęła rękę Stefci i zaczęła mówić przyciszonym głosem:
— Widzi pani, może i ja kiedyś będę miała taki zamek, takie salony, park i tarasy. Będę miała przepych, wspaniałą rezydencję, bogactwa i tytuły.Takie życie przeznaczone dla mnie, takie a nie inne!
— Dlaczego to mówisz,. Luciu? — spytała Stefcia, niemile tknięta wybuchem dziewczynki.
— Ja pani powiem! Oto przyszło mi na myśl, że tylko w naszej sferze mogę mieć to wszystko, ten cały przepych. A ja go tak lubię! Gdybym wyszła za Edmunda, nie miałabym setnej części tego, prawda? Jakiś tam skromny dworek o kilku pokojach, otoczony jaśminem, z nasturcja na klombach. Nie posiadałabym salonów, ani sali portretowej... Bo cóż Prątniccy?? Czy oni mogli mieć jakich przodków? Jak to dobrze, żem się urodziła w naszej sferze!
— O zapewne! — odrzekła Stefcia z goryczą. — To też Opatrzność czuwała nad nim i nad tobą.
— Nad nim?... chyba tylko nademną? Dla niego byłoby łaską Opatrzności, gdyby się ze mną ożenił.
— Moja Luciu, nie sądź wszystkich miarą swych pieniędzy i sfery.
— Jakto?... więc ja nie byłabym dla niego świetną partją?
— Byłabyś bezwątpienia, ale właśnie ta świetna partja stałaby się jego nieszczęściem, gniotłaby go, dusiła. Ty, wychowana w zbytkach, nie chciałabyś samego dobrobytu, on nie miałby za co otoczyć cię przepychem, używałby na to twych pieniędzy, co miłem nie jest; zresztą i one nie wystarczyłyby na zaspokojenie twych wymagań.
— Ależ moja sfera, parantela — czy to nic nie znaczy, nie wystarcza?
— Nie wiem, mnie by to nie wystarczyło! Ale to zależy od osobistych poglądów. Może Prątnicki byłby zadowolony.
— Napewno więcej odemnie!
— A gdybyś go prawdziwie kochała?
— To nic nie znaczy. Ja miałabym tylko miłość, on wszystko. On zawsze wygrałby, jabym przegrała.
Stefcia zawołała z żalem:
— Ach. Luciu! przypomnij sobie, coś mówiła przed miesiącem: że jedynem twem pragnieniem zostać żoną Edmunda. Wiem, że to było dzieciństwo, że on nie wart prawdziwego uczucia, bo sam go nie posiada, ale jakże różne są twe zapatrywania w tak krótkim czasie. A gdyby on miał wszelkie zalety, zasługiwał na szacunek i miłość twoją, czy i wówczas on by wygrywał? Powiedz!
— Pani mnie nie rozumie. Ja mówię o partji i o sferze.
— Więc osobista wartość człowieka nic nie znaczy, tylko pieniądze i sfora?... O moja Luciu! tak jesteś jeszcze młoda, a już masz spaczone pojęcia.
— To nie są spaczone, tylko nasze — odrzekła Lucia z dąsem.
— Winszuję! jeśli już teraz tak myślisz; co będzie potem?