Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/130

Ta strona została przepisana.

Wszyscy robiegli się po szerokich ulicach zwierzyńca, ubawieni spacerem w lesie, utrzymanym wzorowo i pełnym zwierzyny. Po zielonych polankach śmigały bure sarny na nogach, jak sprężyny, ogromne sztuki jeleni z lasem rogów na głowach sunęły poważnie, bez obawy: plamiste daniele skubały trawę, grupując się w większym cieniu. Często zatętniał ciężki bieg łosia, łomot gałęzi i głuche rechotanie zwiastowało bliskość odyńców. Ze wszystkich kępin trawy, z krzaków sypały się zające; szare kuropatwy, wystraszone gwarem, wzlatywały w górę z właściwem furknięciem.
Świat zwierząt na ziemi zagłuszały górne sfery ptaków, najrozmaitsze krzyki, kwilenia i świsty brzmiały wśród rozłożystych koron drzewnych, niby druga orkiestra. Rozśpiewany las poprawił humor całego towarzystwa. I znowu szły barwne rozmowy, wyprzedzały się dowcipy, głośne wybuchy śmiechu płoszyły czworonożnych mieszkańców kniej.
Na jednej polance stało kilka słupów z białemi tarczami, na których wymalowane czerwone i niebieskie kółka służyły do strzałów amatorskich. Trestka i baron Weyher natychmiast zabrali się do tego: jeden gorączkowo, drugi z flegmą. Łowczy dostarczył im flowerów i rozpoczęli strzelanie. Baron dowodził, że mu to przypomina tir aux pageons w Monte-Carlo, tylko jest mniej zabawne. Za przykładem panów poszły i panie. Pierwsza hrabianka Paula chybiła trzy razy do czerwonego asa: próbował Wiluś Szeliga — nie trafił, próbował Trestka i baron Weyher, również bez skutku. Trestka krzyczał, że cel za mały i złe flowery, zawsze i wszędzie wynajdywał błędy. Niepowodzenie rozgorączkowało wszystkich. Podszedł książę Podhorecki z Ćwileckim i walili w nieszczęsną tablicę, aż drzazgi się z niej sypały, lecz czerwony as świecił nieporuszony.
Wreszcie panna Rita chwyciła flower i zaczęła mierzyć, ale Trestka szepnął szyderczo:
— Mierzy pani do niezwyciężonego. Wszelkie zabiegi na nic. Radzę zaniechać.
Odwróciła się zdziwiona.
— Jakto! Co pan mówi?...
— Że ten as tak samo trudny do zdobycia, jak jego właściciel — odrzekł Trestka z wybuchem szczerości.
— Panie! proszę raz zleść z tych swoich alegorji. Mam ich dosyć!
— Czyż nie powiedziałem wyraźnie?
— Aż nadto!
Bystro spojrzała dokoła i, oddając flower Stefci, rzekła z ironicznym uśmiechem:
— Proszę, niech pani jeszcze spróbuje tego niedoścignionego celu.
W tej chwili zbliżył się Waldemar.
— Pani umie strzelać? — zapytał.
— Umiem.
— A to ciekawym!
Stefcia, która słyszała krótką rozmowę panny Rity z Trestką, wzięła flower spokojnie i, odstąpiwszy kilka kroków, wymierzyła w środek niebieskiego kółka, na czwartej tablicy z rzędu.
— Ależ nie tak! pani mierzy zupełnie w inną stronę — krzyczał Trestka.
— Bo ja mierzę do niebieskiej tarczy.