Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/141

Ta strona została przepisana.

Grzeczność kolegi ujęła Waldemara. Odrzekł z uśmiechem:
— Ja też chciałam jedynie zaznaczyć, że trzeba się liczyć z dowcipami o nieznanej osobie, zwłaszcza o młodej pannie.
Drugi cios.
Ale przez głowę Waldemara przeleciała błyskawiczna myśl, trochę gorzka:
— Ogromnie dotychczas oszczędzałem znane mi ze słyszenia panny, a ich moralizuję... Jestem dureń!...
Nie przedłużał już milczenia, rozpoczął nową rozmowę.
Wesoły nastrój powrócił prędko.
Pod koniec wieczoru książę Zaniecki podniósł powtórnie kwestję małżeństwa hrabianki Barskiej. On był najwięcej interesowany, a zachowanie się Waldemara pogłębiło jego nadzieje. Postanowił upewnić się i po jakimś wstępie zapytał:
— Nie wiecie panowie, czy Barscy będą na wystawie, czy też jadą zagranicę?
— Będą na wystawie — odpowiedział ktoś z gości.
A Waldemar rzekł:
— Tylko Lignicki czmychnął do Rzymu, zapewne dla odbycia żałoby, w rzeczywistości dla znalezienia nowej partji w świecie czarnym, któremu hołduje.
— Ciekawe, coby nastąpiło, gdyby się ożenił z Barską. Ona, przeciwnie, należy do białych.
— Możeby sam zbielał, albo polakierował ją na czarno — zaśmiał się Brochwicz. — A że Melanja jest śniada i nie do twarzy jej w czarnem, więc wycofała się z tego za pośrednictwem kosza.
— Na wystawie rozpocznie się nowy turniej. Do jej pierścienia przygotowujcie panowie kopje — rzekł Waldemar trochę ironicznie.
Wszystkie oczy spoczęły na nim. Zapanowała chwila ciszy.
Waldemar popatrzył na nich zdziwiony.
— Cóż mnie tak oglądacie?
A Trestka palnął na głos:
— Oni mają un pressentiment, że w tej gonitwie trafią na przeszkodę.
— Jaką mianowicie?
— W osobie pańskiej, którego kopja ma szanse zwycięstwa.
Waldemar wzruszył ramionami, puścił kłąb dymu i odrzekł obojętnie:
— W takim razie jesteście plus royalistes que le roi. Posądzacie mnie o zamiary, jakich nie mam.
Słowa te zrobiły wrażenie.
Książę Zaniecki miał ochotę dziękować Waldemarowi, ale zdołał powstrzymać wybuch wdzięczności. Uważał, że dla utrzymania się w tonie prawdziwego lorda należy zachować zimną krew zawsze i wszędzie.
Ale Brochwicz miał więcej polskiej krwi w sobie, a przynajmniej nie starał się jej przefarbować, zawołał przeto z całą szczerością:
— No! jeżeli ty, Waldy, wycofujesz się z turnieju, nastąpi prawdziwa i ostra walka, do której i ja się zapisuję. Niech co chce będzie!
— Brawo Brochwicz! — zawołał Trestka.
— Ale ty, Waldy, naucz mnie, jak się to zdobywa laury u panien, bo co prawda, niebardzo wiem .