Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/191

Ta strona została przepisana.

Ale pan Rudecki, jakkolwiek odgadł wiele, udawał, że nie widział nic.
Po długich rozczuleniach Stefcia wpadła w doskonały humor, dokazując po dawnemu. Opowiedziała kilka wesołych zdarzeń z teraźniejszego życia, mówiła o wycieczce do Głębowicz, o dowcipach Trestki, śmiała się, żartowała, aż i pan Rudecki rozruszał się. Ale patrząc na nią, gdy mówiła o arystokracji, myślał w duszy z niepokojem:
— Zasmakowała w nich, ten świat ją porywa... Dziwni ludzie, że umie ą tak wpłynąć... Czy ludzie, czy jeden człowiek?...




XXIX.

Przez dwa dni Stefcia prawie ciągle przebywała z ojcem. Razem chodzili, razem jadali obiady. Wieczorem Stefcia wracała do hotelu, wpadając w objęcia Luci, która, kwaśna i bez humoru, żaliła się na nudy.
— Już ja bez ciebie nie mogę, tak mi tęskno!
Lucia nazywała już Stefcię po imieniu. Węzły przyjaźni między nauczycielką i uczennicą w ostatnich czasach mocno się zacieśniły.
Pewnego dnia pan Rudecki złożył wizytę pani Elzonowskiej i panu Maciejowi. Podobał się bardzo. Umiał zachować odpowiednią powagę przy wielkiej grzeczności i pewnego rodzaju atencji. Był eleganckim, obyty w wyższem towarzystwie i miał pewność siebie zupełnie w dobrym guście. Zrobił korzystne wrażenie. Pani Idalja znalazła go „jeszcze lepiej“, niż przy pierwszem widzeniu w Warszawie, i przyjmowała nadzwyczaj uprzejmie. Pan Maciej dojrzał w nim wiele sympatycznych stron, a trzeźwy, wesoły umysł obywatela podziałał na staruszka jak najlepiej. Pan Rudecki jeszcze się za kimś oglądał, lecz Waldemara nie było podczas tej wizyty. Ale pan Maciej, jakby odgadując myśli swego gościa, razem z panią Elzonowską zaprosił go na drugi dzień na obiad.
— Będzie zebrane nasze kółko najbliższe i mój wnuk. Chciałbym, aby go pan poznał.
Stefcię uradowało powodzenie ojca.
Obiad nie zachwiał, przeciwnie — wzmocnił wrażenie.
Oprócz miejscowych osób, był Waldemar, księżna, panna Rita z bratem i nieodzowny Trestka.
Pan Rudecki wyszedł z próby zwycięsko. Przy stole nie obniżył swej opinji żadnym szczegółem, nawet wobec argusowych oczek pani Idalji. Z Waldemarem przywitali się typowo, z niezupełnie ukrytem zaciekawieniem i wielką dozą wzajemnych grzeczności w dobrym stylu. Tylko pani Idalja zmarszczyła się na Waldemara za jego powitalny ukłon: z większym szacunkiem nie kłaniał się żadnemu ze starszych panów własnej sfery, a niektórym ze znacznie mniejszym. Pan Rudecki przez wszystkich był mile przyjęty, nawet Trestka, przekonany do Stefci, powitał go bez fanfaronady.
Wykwintne towarzystwo i dobra rozmowa rozbudziły w panu Rusieckim światowca. Zaczynał lepiej pojmować córkę, zrozumiał, że ta stera, ma w sobie jakiś magnes, mimowoli pociągający natury estetyczne; że poza tem, coby się o nich dało powiedzieć, nęcą wzrok, jak drogie kamienie.
Z ordynatem pan Rudecki rozmawiał dużo o koniach, wyścigach, trochę o uniwersytetach w Bonn i w Hali, wreszcie o wystawie. Ordynat