Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/192

Ta strona została przepisana.

umiał kierować rozmową. Prowadzono ją ogólnie i z ożywieniem. Czasem okraszał ją dowcipem dobrego gatunku, czasem odrobiną ironji, mającej wyłączny styl.
Niekiedy Trestka wyręczał ordynata w dowcipach, ale on miał humor inny, więc w klasyczny nastrój wplatał nieco burszowską nutę, która jednak nie psuła całości.
Szlachcic-obywatel wśród magnatów nie raził, zyskiwał sobie ich sympatję i nie miał wyglądu intruza.
Jego natomiast zaciekawiał najbardziej Waldemar. Młody ordynat imponował mu i przyciągał go zarazem. Rudecki był pod wrażeniem jego wielkopańskiej postaci, szlachetnej i ujmującej w obejściu. Ale przestraszał go ze względu na córkę. Lękał się o nią, bo towarzystwo świetnego magnata uważał za niebezpieczne dla Stefci. Czuł, że niemożliwem byłoby, aby dziewczyna pozostała obojętna, aby jej nie porwał dziwny urok otaczający ordynata. Sam łatwo zauważył skłonność Waldemara do Stefci, niby nieznaczną, ale dość silną, aby upoić ją czarem. Stary obywatel zastanowił się, przypomniał sobie rozmowę ze Stefcią w hotelu i teraz, widząc ją rozpromienioną, jak nigdy, myślał z goryczą w duszy:
— Ona już jest w upojeniu, już jest pod jego urokiem.
Poczem straszna myśl przeszyła mu mózg, bo nagle przybladł i spojrzał na ordynata prawie z nienawiścią. Wzrok jego miał w sobie grozę.
— Czy ty staniesz się niedolą jej życia? — pomyślał.




XXX.

Na raut do hrabiego Mortęskiego ordynat przyjechał późno. Obaj z Brochwiczem namawiali panią Idalję, aby jechała również, lecz baronowa uparła się: była trochę niezdrowa. Księżna Franciszka chciała matkować pannom, ale i Stefcia odmówiła; została w hotelu. Waldemar zły, wzruszył ramionami. Brochwicz machnął ręką i rzekł z komiczną miną:
— Baby się rozkaprysiły. Jedźmy sami.
W pałacu hrabiego, począwszy od przedsionka, zaczęto napastować ordynata. Wszedł do sali otoczony frakami panów, poczem znalazł się w barwnym tłumie strojów kobiecych. Bawił się bez zwykłego humoru, ale nie przestał być głównym pulsem zebrania. Książę Giersztorf rozpytywał ordynata o filantropijną działalność Towarzystwa. Prezes Mortęski zarzucał mu zbytnią krańcowość w przeprowadzeniu reform w Głębowiczach.
— Pan sieje kulturę zbyt obficie — mówił stary hrabia, trzęsąc siwemi kłaczkami włosów.
— Tego nigdy za wiele! — bronił się ordynat. — Zresztą niech Głębowicze będą rozsadnikiem idei kulturalnej na szerszy okręg.
Hrabia złościł się. Giersztorf pytał o program dalszych działań.
— Dlaczego pan Towarzystwa nie popycha silniej? Wy tu zaczynacie spać.
Ordynat śmiał się ubawiony.
— Ależ książę! ja nie jestem premjerem w instytucji.
— A inicjatywa? inicjatywa?
— Daję ją.