Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/223

Ta strona została przepisana.

— Przecież mu przedstawiałem praktykantów. Jak on śmiał! — wybuchnął Waldemar.
— Tak, ale Barski już się dowiedział, że Otocki jest najbiedniejszy i że mu płacisz — to dla niego dosyć. On przecież wszystkich pracujących za pieniądze nieuważa za ludzi.
— Otocki mu pewno dał dobrą naukę? Nie jest przyzwyczajony do podobnych wybryków.
— Poczekaj. Najpierw udał, że nie słyszy, ale gdy się hrabia po raz drugi tak samo odezwał, wówczas Otocki kłania mu się z powagą i mówi: „Byłem już hrabiemu przedstawiony przez ordynata, nazywam się Otocki“. Powiedział tak i odszedł w drugą stronę.
— Pysznie! — zawołał Waldemar ubawiony.
— Ja i Żnin daliśmy brawo Otockiemu, ale Barski musi być wściekły.
Waldemar zaśmiał się.
— Tembardziej, kiedy mu nadmieniłem, że przy obiedzie musi podać rękę panom z administracji, którzy będą na nim obecni. Wykręca się, abym mu nie przedstawił łowczego, ale go złapię wieczorem i przy wszystkich poda mu rękę.
Brochwicz klasnął w dłonie.
— Doskonale! to i o tem była rozmowa.
— Ach. daj mi spokój!
— No widzisz! i ty chcesz, abym wszedł w związki z takim utytułowanym zacofańcem? Choćby mi ciocia księżna nie dała miljona, a Barska sama się oświadczyła, jeszczebym nie chciał. Wstydziłbym się takiego teścia. My z tobą, Waldy, jesteśmy ludzie innej rasy.
— A przynajmniej innych poglądów — rzekł Waldemar.
Powrócili do towarzystwa w samą porę. Nadjechał drugi brek, pełen pań, i amerykan.
Śniadanie przeszło wesoło, ale trwało niedługo, bo Waldemar spieszył.
Powstał projekt, że każda z pań wybierze sobie towarzysza na stanowisko. Do Waldemara podbiegła żywo rozpromieniona hrabina Wizembergowa. Skłonił jej się z wdzięcznością, zadowolony, że wyprzedziła hrabiankę Melanję, niedwuznacznie obiecująca mu ten zaszczyt przy śniadaniu. Waldemar, pod rękę z hrabiną, niepokoił się o Stefcię. Razem z Lucią stała na uboczu, mierząc z floweru do wielkiej sosny. W gronie panów Barski coś spiskował, pewno nic dobrego dla Stefci. Niepokój Waldemara zwrócił uwagę hrabiny.
— Monsieur, vous me troublez! wdaje się pan niezadowolony z mego towarzystwa.
— Przeciwnie, pani, jestem zachwycony. Lecz nie wszyscy mają pary, idzie trochę marudnie.
Hrabina bystro spojrzała na ordynata i pobiegła oczyma w ślad za jego wzrokiem.
— Ach! rozumiem! Lucia i panna Stefanja nie mają pary. Czemuż same nie wybierają? Z pewnością wielu na to czeka. Mrugnę na Żnina, będzie mi wdzięczny.
Waldemar wesoło pocałował w rękę piękną panią.
— Już nie potrzeba, Jurek się tem zajął.
— A prawda.
Brochwicz przymilał się do Stefci, aby go wybrała. Zgodziła się chętnie, poszły razem z Lucią.