Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/243

Ta strona została przepisana.

nawet i tego wszystkiego nie trzeba, by dojrzeć credo ordynata. Chyba każdy lepszy obserwator zauważy to, nawet zwykły widz — cóż dopiero mówić o osobach interesowanych. Praktykanci i administracja ordynata, albo służba... uważał pan?
Administracja już składa jej cichy hołd, a służba skacze koło niej, jak koło pani tego zamku. To impuls, wywołany taktyką ordynata. Sam obecnie trzyma się dyskretnie na uboczu.
Panna Szeliżanka pokręciła głową.
— Ktoby chciał wierzyć w owo „na uboczu“, mógłby na tem bardzo źle wyjść. Ordynat czuwa niewidocznie, lecz otacza ją nimbem swej opieki. Wie o tem każdy, nawet Barski. Chciałby ją steroryzować swą wielkością, ale czuje miecz Damoklesa w postaci ordynata. Raz jeden, kiedy ordynat był w szorowni, a ona w sali stajennej, Barski coś do niej mówił. Nie dowiedziałem się co, ale napewno jej ubliżył: zauważyłem jej wzburzenie. Musiała mu też dobrze odpowiedzieć. Jest ona pod wieloma względami gołębicą, ale potrafi być i sokolicą. Nie daje powodu do impertynencji i... nie pozwoli na nią nikomu.
— O! to orlątko! — rzekł Trestka. — Ale czy ona sama jest au courant własnego powodzenia, czy odczuwa hołdy?
— Z pewnością! — odrzekła Rita. — Ona jest inteligentna, wrażliwa i sprytna, ona w lot chwyta wszystko, ale ma takt godny salonów. Po niej każda intryga może się ześliznąć, jak ślina po krysztale.
Trestka zawołał z ożywieniem:
— Fenomenalne połączenie! Takt i ognisty temperament. W niej się to bajecznie kojarzy. Może to stanowi ów czar, który ją otacza, jak perfumy? Ale, czy wiedząc o względach ordynata, odpłaca mu tem samem — trudno odgadnąć.
Panna Rita oburzyła się.
— Ach panie! czyż może być inaczej?... Być przez niego tak czczoną, jak ona, i nie szaleć?... To niemożliwe.
Trestka wielkie oczy krótkowidza zatrzymał na twarzy mówiącej. Machnął ręką i rzekł apatycznie:
— Prawda! zapomniałem, że to mowa o Michorowskim... Za nim trzeba szaleć. Słyszę to co godzinę, mam dowody i jeszcze wątpię. Zaiste zaczynam idjocieć.
— Istotnie! — rzuciła prędko panna Szeliżanka i poszła dalej.
Było więcej osób, prócz Trestki i Rity, widzących wszystko. Niepokoił się pan Maciej. Panią Idalję drażniło to ze względu na hrabiankę, Melanja nie ukrywała zazdrości... Upragniona partja wymykała się jej bez nadzei... nie pozostawało nic więcej, jak zręcznie udawać obojętność. Ale panna Barska czuła się obrażoną, więc począwszy od Waldemara, skończywszy na jej pannie służącej, każdy słyszał zgrzytanie i znał powód.
Hrabianka na polowaniu w zwierzyńcu ujrzała scenę, która ją przybiła zupełnie. W bażantarni Stefci zaciął się flower. Nie mogąc go naprawić, podeszła do jednego z podłowczych. Nagle, jak z pod ziemi, wyrósł przy niej sam łowczy Urbański, który wtedy rozmawiał z Barskim. Przeprosił hrabiego i prędko podszedł do niej. Z nadzwyczajnem uszanowaniem zaczął jej naprawiać broń. W tej chwili nadszedł drugi oddział służby zwierzynieckiej. Na widok Stefci skłonili się nisko i jak-