Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/065

Ta strona została przepisana.

Tragiczne, długie spojrzenie rzuciła na portret Waldemara i rzekła głośno:
— On zwycięży do końca!
Poczem wybiegła z pokoju.
Księżna patrzyła za nią przez chwilę.
Co jej się stało?
— Dobrzysiu! — zawołała głośno.
Dama do towarzystwa weszła pospiesznie.
— Proszę cię, idź do Rity i wybadaj, czy nie chora. Wydaje mi się dziwnie rozdrażnioną. Zanieś jej starego wina. Jeśli zechce, niech przyjdzie do mnie.
Bardzo prędko potem panna Rita zjawiła się znowu.
Dziękuję cioci za troskliwość. Dobrzysia mnie winem częstowała, lecz właściwie nic mi nie jest.
— Ale mówisz zagadkowo. Nic nie pojmuję, to jedno widzę, że wyjazd Stefci spowdował w Słodkowcach jakiś niepokój. Lecz jaki? dlaczego?
— Ach, ciociu; trudno mi o tem mówić.
— Dlaczego wymieniłaś Waldemara? Powiedziałaś: „on zwycięży“.
— Zobaczy ciocia.... zobaczy!
Zastukano do drzwi.
Wszedł służący i wręczył Ricie telegram z Wiednia od Trestki:
Panna Szeliżanka przeczytała i z niezwykłą irytacją cisnęła papier na stół.
— Cóż tam znowu? — pytała księżna, biorąc telegram.
Trestka pisał:
„Wracam wkrótce. Nostalgja mnie pożera. Do Rzymu nie pojadę, licząc, że w lecie pojedziemy tam razem. Obecnie Wiedenki mnie nie bawią. Zamiast cudnych profilów Węgierek, wolę męczeńską palmę w Obronnem. Nieodzowny Edward.“
Księżna zaśmiała się i rzekła wesoło:
— Oryginalny telegram i zabawny człowiek. Wierny, jak Troilus. Już chyba teraz uszczęśliwić go zechcesz.
Rita bystro spojrzała na księżnę.
— Dlaczego teraz?
— No, nie wiem. Skoro ci tak zapowiada Rzym, widocznie ma nadzieję....
— Ach, ta nadzieja! c’est son cheval de bataille, ale... długo poczeka. Chociaż — ciocia dobrze mówi. Teraz może prędzej zdobędę się na uszczęśliwienie go, niż w zwykłych warunkach.
— Znowu cię nie rozumiem. Co do Trestki to zawsze ci mówię, partja niezła, człowiek bardzo dobry, trochę dziwak, ale to nie szkodzi. Przytem ładny majątek, rezydencja zupełnie możliwa, a nadewszystko — on kocha cię.
— Ciociu, nie mówmy o tem! ciociu, proszę! przynajmniej nie teraz! — wołała panna Rita, biegając po pokoju silnie wzburzona.
Księżna wzruszyła ramionami.
— Dziwną dziś jesteś, Ryciu.
Znowu pukanie do drzwi. Wszedł lokaj, oznajmiając krótko:
— Pan ordynat.
Rita stanęła jak słup wyprostowana.